sobota, 21 marca 2015

8. "Jak, wytłumaczyć Tobie mam Że jesteś wszystkim, tym co mam ..."

       


Dedykacja dla: Agata Grzesik :*

          

          -Kamil czy ty zwariowałeś?!- Łukasz Kruczek próbował zatrzymać pakującego się w pośpiechu kadrowicza.

            -Mojego syna porwała niezrównoważona psychicznie teściowa! I co według Ciebie mam tutaj zostać i spokojnie sobie czekać, aż go gdzieś wywiezie, albo coś mu zrobi?- Stoch nie krył zdenerwowania.

            -Rozumiem, że się martwisz, ale na litość boską Jaś jest z babcią! Ona też ma prawo się nim zająć!

             -Nie ma takiego prawa! Jaś ma być z Majką i moimi rodzicami, a nie z nią! Rozumiesz, że ona wykorzysta każdą okoliczność, żeby mi go odebrać!

             -Może zadzwoń do teściowej? Dogadajcie się jakoś... Za tydzień będziesz już w domu! Kamil proszę Cię... mogę nawet załatwić bilet dla Jaśka i twojej teściowej i ich tu ściągnąć.

              -Łukasz wiem, że powinienem tu zostać, że jestem liderem turnieju i w końcu zaczęło mi dobrze iść, ale naprawdę nie mogę. Przepraszam... Jaś jest dla mnie najważniejszy!

              -Kamil na prawdę Cię rozumiem, ja dla swoich dzieci również poruszyłbym niebo i ziemię, ale zrozum też mnie... Jeżeli teraz wyjedziesz i nas zostawisz to prezes wpadnie w szał i już na pewno mnie wyrzuci. - trener westchnął i usiadł na łóżku Janka.

               -Przepraszam, ale nie mam wyboru...- brunet zarzucił na ramię swoją torbę i wyszedł z pokoju zostawiając zszokowanego Kruczka.

***

              -I co powiedział?- zaciekawiona Krystyna usiadła obok nadal roztrzęsionej brunetki.

              -Wraca... rzucił wszystko i wraca... przeze mnie zmarnował niepowtarzalną szansę na wielki sukces!- gwałtownie wstała, przewracając szklankę -Idę się spakować.

               -Jak to pakować?! Dziecko co ty chcesz zrobić?

                -To, co powinnam zrobić już bardzo dawno temu; wyprowadzić się.- westchnęła.

                -Nie! Proszę Cię, nie rób tego, nie obwiniaj się...

               -Nie mogę tu zostać... odkąd Kamil... mnie uratował, macie same problemy... nie powinnam się w ogóle u was zatrzymywać. Nie zasługujecie na to wszystko.

                -Proszę zaczekaj, chociaż na powrót Kamila.- matka Stocha podeszła do brunetki i mocno ją przytuliła.

                -Dobrze...- szepnęła Maja i udała się do swojego pokoju.

***

           Kamil wybiegł z hotelu i dopiero po chwili uświadomił sobie, że powrót do domu może nie być taki prosty. Nawet jak by jakimś cudem udało mu się dostać bilet na jakiś samolot to nie bardzo miał jak dostać się na lotnisko. Przeklął pod nosem i zaczął szukać jakiegoś logicznego rozwiązania.

               -Kamil! Kamil czekaj!!!- nagle z hotelu wybiegł Skrobot.

               -Jeżeli Łukasz Cię przysłała to możesz sobie od razu darować i wrócić do środka. Muszę wracać, nic mnie nie zatrzyma!

               -Łukasz mnie przysłał, ale to nie tak jak myślisz...- wysapał.

                -Mówiłem...

                -Kamil, nie masz nawet jak wrócić, Łukasz poprosił, żebym Cię zawiózł naszym busem. Potrwa to trochę, ale przynajmniej będzie miał gwarancje, że nie spędzisz nocy gdzieś na lotnisku.- oświadczył i podrzucił kluczyki.

Kamil spojrzał na niego zdziwiony i wpakował się do kadrowego busa.


***

        Następnego dnia przed południem Soch dotarł do Zakopanego. Od razu pojechał do teściowej. Duży dom o białych ścianach wzbudził w nim wiele wspomnień... Przystanął na chwilę przy bramce i przypomniał sobie jak Ewa pierwszy raz go tam przyprowadziła, żeby przedstawić go rodzicom. Dobrze pamiętał jak był zdenerwowany. Bał się reakcji państwa Bilan, bał się czy zaakceptują oni ich związek. I jak się okazało nie było tak źle. Do czasu...kiedy oświadczyli rodzicom, że biorą ślub, zaczęły się problemy: mama Ewy wtedy pierwszy raz otwarcie powiedziała, że Kamil nie jest najlepszym kandydatem na męża, dla jej jedynej córki, że u jego boku blondynka nie zazna prawdziwego szczęścia, będzie często musiała zostawać sama i na pewno ten związek długo nie potrwa. Tata kobiety próbował uspakajać żonę, ale jak zawsze to ona miała ostatnie zdanie.

                  -Tataa!!!- mały chłopczyk wybiegł zza domu i rzucił się Stochowi na szyję.

                  -Jasiu!- skoczek nie krył zadowolenia wiedział, że decyzja o powrocie była jak najbardziej słuszna.

                  -Powiedz mi szkrabie, wszystko dobrze? Gdzie babcia?- zapytał.

                  -Tiam idzie!- chłopczyk wskazał ręką na zbliżającą się Marię.

                  -Ha, a więc jednak...przypomniał sobie tatuś, że ma synka!- zaśmiała się.

                  -Jasiu zostań na chwilkę w samochodzie, dobrze?- poprosił i wsadził chłopca do pojazdu. Nie chciał, aby był on świadkiem rozmowy z teściową.

                   -Co ty sobie myślisz?! Zostawiłem Jaśka z moimi rodzicami i nie miałaś prawa go zabierać!!!- uniósł głos.

                    -Jesteś nieodpowiedzialny Kamil! Zastanów się co jest dla Ciebie ważniejsze: skoki czy Twój syn, bo myślę, że to pierwsze! Nie myśl, że pozwolę, żeby moim wnukiem zajmowała się jakaś podejrzana niunia i to jeszcze taka, którą nie potrafi go upilnować!- krzyknęła - Teraz nie zabronię Ci zabrać małego, ale w przyszłym tygodniu mój prawnik się z Tobą skontaktuje. -dodała i zniknęła za drzwiami swojego domu.

Stoch głęboko odetchnął i wrócił do synka. Starał się nie pokazywać mu swojego zdenerwowania.

                  -Tatusiu... djaciego babcia mnie wzięła i naksiciała na Maję?- zapytał malec.

                  -Wiesz... babcia była bardzo zdenerwowana... ale nie martw się już więcej tak nie zrobi!

                  -A cio ty tu jobisz? Wigrałeś Tujniej Ćterech Śkoćni już?- zapytał wesoło.

                  -Synek, musiałem wrócić, trochę wcześniej i przerwać udział w turnieju... ale może wujek Maciek, albo wujek Kuba za mnie dobrze skończy...? Będziemy im razem kibicować?

                  -Woje ogjądać jak ty śkacieś...- smutny maluch odwrócił się plecami do ojca.

                  -Ej chłopie! Jeszcze nie raz będziesz oglądać! Wiesz, że niedługo zawody w Zakopanem? Tyle wujków na raz!- poklepał go po pleckach.

                   -Siupej!!!- zawody w Polsce były świętością nie tylko dla zawodników z całego świata, ale również dla Jasia, który spędzał ten weekend z niezliczoną liczbą "wujków".

                  -No dobra, wracamy do domu.

***

             Na widok Jasia kamień spadł z serca wszystkich domowników. Mały wnosił tyle radości, że ta jego krótka nieobecność była wyjątkowo odczuwalna.

Maja chciała uciekać, wyprowadzać się, nadal nie mogła sobie darować, że przez nią, przez jej głupotę, Kamil musiał zostawić to co mu nareszcie zaczęło dobrze iść, musiał zmarnować możliwe, że jedyną szansę na zwycięstwo w całym TCS.  On natomiast zachował niewiarygodny spokój. Po spotkaniu z teściową zdał sobie sprawę, że musi coś zmienić. Zabrał dziewczynę na krótki spacer i razem uświadomili sobie wiele ważnych spraw...

 Maja została...

***


          -Kamil wyjaśnij mi, dlaczego opuściłeś ekipę?!- zdenerwowany Tajner krzyczał do telefonu.

          -Musiałem, zająć się synem, przepraszam, ale nie miałem innego wyjścia.- Kamil starał się być spokojny.

          -Z tego, co wiem, to Twój syn ma dziadków i opiekunkę, która zresztą za pieniądze związku pojechała sobie do Engelbergu, nie mów mi, że nie miał się kto nim zająć!

          -To naprawdę była pod bramkowa sytuacja...

           -Kamil, to nie jest zabawa. Jesteś sportowcem na wysokim, światowym poziomie i nie możesz sobie pozwolić na takie sytuacje. Telefony mi się urywają od wczoraj, dziennikarze, sponsorzy, kibice, zawodnicy... wszyscy chcę wiedzieć co się stało. Nie możesz narażać związku na żaden szwank! Nie możesz sobie tak po prostu wyjeżdżać, kiedy tylko Ci się podoba. Jeżeli Łukasz nie radzi sobie z ogarnięciem was to nie mam innego wyjścia. Od zawodów w Polsce, Alex Pointner oficjalnie zostanie waszym drugim trenerem. Nie wyrzucę na razie Łukasza, bo za bardzo Go cenię i wiem, że wy też, ale musimy coś zmienić!- prezes się rozłączył, a Kamil cicho przeklął. Nie wyobrażał sobie, żeby ktoś obcy wchodził w kompetencje Kruczka i podważał jego zdanie, a współpraca z Austriakiem na pewno by się tak skończyła. Dobrze wiedział, jaki Pointner jest impulsywny i nerwowy... zupełne przeciwieństwo Łukasza...


***

            Zdenerwowany Łukasz cała noc chodził po hotelowych korytarzach. Wyobrażał sobie współpracę z Stoecklem, Kajonkoskim, Schusterem czy Goranem Janusem, ale w żadnym wypadku nie z Pointnerem. Zastanawiał się, czy nie lepiej by było zrezygnować, ale przywiązał się bardzo so swoich podopiecznych i wiedział, że nie może tego zrobić. Ucieczka to nie było rozwiązanie godne trzykrotnego trenera roku!
Wiedział, że prezes powiadomił Kamila, ale z resztą drużyny musiał porozmawiać sam.

            -Łukasz tam jest... cichoo...- trener usłyszał szept należący bez wątpienia do Piotrka i zaciekawiony wychylił się zza ściany.

            -Co wy robicie?! Przecież jest czwarta nad ranem, już był noworoczny toast i pokaz fajerwerków...- westchnął, widząc swoich kadrowiczów w komplecie.

            -A Trener co tu robi?- zapytał Maciek.

            -Ja tu jestem od zadawania pytań! 

             -Niech się trener nie denerwuje... nam tylko no tego... zostało trochę petard i tak żeśmy se pomyśleli, że pójdziemy do Japońców i trochę z nimi no tego... po świętujemy!- zaśmiał się Żyła.

             -Jakich Japońców...eee to znaczy Japończyków?! Piotrek czy ty chcesz, żeby nas stąd wyrzucili, albo wlepili nam jakąś karę za zachowanie przekraczające wszystkie dozwolone normy...

             -Ale... my żeśmy tylko...

             -Nie ma żadnego ale! Dzwonił prezes, od zawodów w Polsce, Pointner będzie oficjalnie waszym drugim trenerem...- westchnął Kruczek, a jego podopieczni pobledli i zdecydowanie zrezygnowali z wszelkich nocnych eskapad. 


***

           -Witam Panie Kamilu. Nazywam się Wiktor Podolski i reprezentuję panią Marię Bilan. Chciałem pana poinformować, że składamy do sądu wniosek o wyłączne prawo do opieki nad małoletnim Janem Stochem. Oczywiście możemy załatwić to ugodą. Moglibyśmy się spotkać... powiedzmy w przyszły wtorek?- Kamil oparł się o ścianę starając się nie przewrócić. Ona naprawdę chciała to zrobić... -Panie Kamilu?- mężczyzna o szorstkim głosie domagał się odpowiedzi na zadane wcześniej pytanie.

           -Mówiąc ugoda, co pan ma na myśli? - zapytał, starając się zachować spokój.

           -Moja klientka uważa, że z uwagi na to, że jest pan nieobecny w domu mniej więcej od listopada do marca i często od lipca do października, a w czerwcu zwykł pan jeździć na dłuższe zgrupowania z drużyną i oczywiście nawet jeżeli pan jest obecny to ma pan treningi, nie jest pan w stanie zapewnić odpowiedniej opieki Janowi i dla tego Pani Bilan proponuje, że małoletni zamieszka u niej, a pan zachowa częściowe prawo do opieki nad nim i będzie pan mógł go zabrać na jeden weekend w miesiącu.- oświadczył prawnik. 

Kamilowi zrobiło się słabo. Nie mieściło mu się w głowie, to co właśnie usłyszał. Propozycja Marii była nie do przyjęcia. Przecież weekendy to był właśnie czas jego wyjazdów.

             -Niech pan powie... pani Bilan, że nie zgadzam się na żadną ugodę. Jeśli Ona chce wojny to będzie ją miała!- krzyknął i się rozłączył. 

***

Przepraszam, przeprasza, przepraszam... miało być w zeszły weekend, ale... matura :( Byle do maja, potem będę miała więcej czasu:)

Pozdrawiam wszystkich <3

środa, 4 marca 2015

7. "Przypadłość taką już mam Że wciąż do nieba się pcham Choć zaklinałem się, że Nigdy więcej o nie "



Dedykacja dla: Kolorowa Biel<3

        

          -Nie mogłam nic na to poradzić...jak ja to powiem Kamilowi...- zapłakana Maja wpadła do domu Stochów.

         -Matko kochana, dziecko co się stało?!- zdziwiona i przestraszona Krystyna natychmiast znalazła się przy dziewczynie. - Gdzie Jasiu?! Coś się mu stało?

         -Pani Bilan... Ona...- brunetka po raz kolejny zalała się łzami.

         -Spokojnie... usiądź sobie i wszystko nam opowiedz... po kolei... Dobrze?- kobieta objęła ją ramieniem.

         -Byłam z Jasiem na nartach...i... i on się przewrócił...

         -Coś mu się stało? Jest w szpitalu?- Krystyna była coraz bardziej przestraszona.

         -Kilka zadrapań... nic poważnego.- znów zalała się łzami.

         -Na miłość boską, to czemu płaczesz?! Co się stało?- do rozmowy włączył się Bronisław.

         -Pojechałam z nim na pogotowie, opatrzyli go...i wtedy pojawiła się mama Ewy. Krzyczała, że nie umiem się nim zająć, że Kamil jest nie odpowiedzialny... i... i go zabrała... przepraszam, nic nie mogłam zrobić... nic nie mogłam zrobić...- dziewczyna usiadła na fotelu i schowała twarz w dłoniach.

         -O nie...- blada Krystyna osunęła się na krzesło.

         -Spokojnie, tylko spokojnie. Musimy do niej jechać, przecież ona nie ma żadnych praw, żeby tak po prostu zabrać Jaśka...- powiedział Bronisław.

          -Kamil nie może się o niczym dowiedzieć! Rozumiecie, nie możemy do niego zadzwonić, nie teraz jak zaczęło mu dobrze iść!- upierała się mama skoczka.

          -Krysiu to jest zły pomysł. On na pewno chciałby wiedzieć, ma prawo. - stwierdził jego ojciec. -Poza tym z psychologicznego punktu widzenia...

         -Nie Bronek! Nie będziemy Go denerwować, On już tyle przeżył! Rozumiesz?! Sami Go odbierzemy i Kamilek nigdy się nie dowie...- westchnęła.

          -Przepraszam... tak bardzo przepraszam, to wszystko moja wina.

         -Nie ważne czyja to wina, trzeba coś zrobić. Maja zostań w domu, jak by Kamilek dzwonił, postaraj się coś wymyślić i rozmawiać z nim tak, żeby się nie zorientował, a my jedziemy do Marysi.- ogłosiła, Bronisław zabrał kluczyki do samochodu i razem opuścili dom.

Maja próbowała się uspokoić. Wiedziała, że prawdopodobnie za jakieś pół godziny zadzwoni Kamil i będzie chciał porozmawiać z małym przez skype. Musiałą szybko wymyślić jakąś przekonującą wymówkę, ale bez wątpienia nie należało to do najprostszych rzeczy.

***

          -Ja przez was do reszty osiwieję!- trener Kruczek chodził zdenerwowany po hotelowym korytarzu. -Ja rozumiem, że sylwester, że nowy rok, że chcecie się pobawić... żaden problem przecież wiecie...- westchnął. -Ale Piotrek, po co Ci tyle petard, kupiłbyś lepiej dzieciom prezenty, a nie...- Łukasz machnął ręką w kierunku czterech wielkich pudeł wypełnionych tym popularnym materiałem wybuchowym.

          -Się trenejro nie denerwuje, będzie zabawa!- zaśmiał się Wiewiór.

         -Chcesz tym zaminować cały hotel i wysadzić go w powietrze, czy może skocznie chcesz wysadzić?! Nie można było kupić trzech, czterech sztuk?- szkoleniowiec starał się być spokojny, ale przychodziło mu to z coraz większym trudem.

          -Ale promocja była! A jeszcze jak babeczka w sklepie mnie zobaczyła to tak się zaczęła śmiać, że dorzuciła jeszcze jedno pudełko w prezencie!

          -Trening za godzinę! I lepiej, żebym więcej tego nie widział!- Kruczek stwierdził, że dalsza dyskusja nie ma większego sensu i zniknął w swoim pokoju, by dopełnić resztę formalności.

Piotrek zataszczył ciężkie pudła do pokoju. Sam do końca jeszcze nie wiedział jak wykorzysta tyle petard, ale nie martwiło go to.

          -Co ty znowu wymyśliłeś?- Maciek mruknął zza jakiejś fascynującej powieści w języku angielskim.

          -Będzie zabawa! Ale cichutko Maniek, w nocy zobaczysz!- wyjaśnił i wepchnął kartony do łazienki.


          Kamil siedział w swoim pokoju z laptopem na kolanach i czytał wiadomości od kibiców. Było to bardzo budujące. Tysiące osób nie tylko z Polski było z nim przez te trzy lata, kiedy nie radził sobie nawet z zakwalifikowaniem się do konkursu. Wspierali go i motywowali, a teraz kiedy wszystko wskazywało na to, że wraca, nadal mu kibicowali, gratulowali i cieszyli się razem z nim. Bardzo go dziwiło, że przez ten czas od śmierci Ewy codziennie miał pełną skrzyknę mailową i dostawał góry listów, które listonosz konsekwentnie co tydzień mu dostarczał. Często się zastanawiał czym zaskarbił sobie taką sympatię obcych ludzi i czy sam tak by wierzył i wpierał swojego idola.

         -Kamil co tam czytasz?- zaciekawiony Ziobro przysiadł się do przyjaciela.

         -A takie tam od kibiców... chce jakoś zabić czas, korci mnie, żeby zadzwonić do domu, tęsknie za małym... ale Maja mówiła, że jak nie zadzwoni do 16 to znaczy, że przedłużył im się ten wypad na narty i mam zadzwonić przed 17.- westchnął spoglądając na zegarek.

         -Weź nie dramatyzuj. Mały ma się dobrze, jest pod świetną opieką, rozmawiałeś z nim dzisiaj rano.

         -Może masz rację, ale czuję, że coś się stało... a jak to nie daj Boże jakiś wypadek... Po co ja się zgodziłem na te narty, przecież mały miał niedawno operację, mogli iść do kina, albo mogli ulepić bałwana koło domu, a nie na narty...- skoczek zaczął snuć coraz to gorsze scenariusze. Ziobro głęboko westchnął i rzucił poduszkę w lokatora. -Ejjj!- Kamil zamknął komputer i spojrzał  ze zdziwieniem na blondyna.

         -No co koniec zamartwiania! Jak by się coś stało to na pewno już byś dawno wiedział. Wstawaj ,idziemy!- ogłosił.

         -Gdzie...?

        -Jak gdzie? Trening za chwilę!- krzyknął radośnie i otworzył drzwi.

        -Ratunku! Ukryjcie mnie gdzieś ratunkuuu!- nagle do pokoju wpadł Piotrek i w panice wskoczył za Kamilowe łóżko.

         -Czy ty całkiem zwariowałeś?- zdziwiony Stoch spojrzał na blondyna, jednak nie doczekał się odpowiedzi, bo nagle do pomieszczenia wbiegł zdenerwowany Maciek.

          -Żyła gdzie jesteś?! Wychodź!!!- krzyczał.

         -A Tobie co?- Ziobro położył rękę na ramieniu szatyna.

         -Idiota zalał sokiem mojego nowego laptopa!- krzyknął Kot. -Gdzie się schował?!

         -Ej spokojnie, po co te nerwy? Kupisz sobie nowego...- mruknął Kamil.

         -Kupie, to jest najmniejszy problem, ale miałem tam referat prawie gotowy... całą noc nad nim siedziałem i jeszcze część materiałów do magisterki... Zabiję osła!!!

         -Może uda się jakoś to odzyskać...

         -Janek ja to potrzebuję na już! Muszę to wysłać do północy, gdzie ja teraz znajdę jakiś serwis!

         -Ale Maciuś... Maniek kochany, spokojnie, nie denerwuj się. Ja, żem przecież nie chciał... to był wypadek...- Piotrek wyszedł zza łóżka i powoli podszedł do Macieja.

          -Spokojnie... spokojnie ja Ci dam spokojnie! -Piotrek uciekł na korytarz, a Kot zabrał jedną z Jaśkowych poduszek i pobiegł za nim. Kamil pokręcił głową z uśmiechem i już chciał razem z Jankiem udać się na trening, gdy podbiegł do nich zziajany Sobczyk.

           -Nie ma treningu! Łukasz zgubił notes i teczkę, a nie możemy działaś w ciemno! Módlcie się, żeby się odnalazł.- wyjaśnił i pobiegł dalej.

            -Chyba nie pozostaje nam nic innego jak zadzwonić do Majki! W ogóle wiesz, muszę złożyć życzenia noworoczne mojemu imiennikowi!- zaśmiał się blondyn i wrócił do sypialni.
Kamil odpalił laptopa i zalogował się na Skypie. Zdziwiło go trochę, że Maja jest niedostępna, ale stwierdził, że może jeszcze nie wrócili i zadzwonił na jej telefon. Dziewczyna odebrała po trzech sygnałach:

           -Hej! Wróciliście już? Jak mały?- spytał skoczek.

           -Wiesz... nie bardzo mogę rozmawiać...- mruknęła, starając się brzmieć jak najbardziej naturalnie. -Zadzwonię wieczorem...- pociągnęła nosem. 

           -Coś się stało? Maja płakałaś?! Chcę porozmawiać z małym!- Kamil wstał z fotela.

          -Wszystko dobrze.- szepnęła i rozłączyła się nim skoczek zdążył zareagować.

          -Halo! Halo! Majka!- krzyczał.

          -Stary coś się stało?- Ziobro podszedł do przyjaciela.

          -Rozłączyła się... tak po prostu... zero wyjaśnienia... Coś musiało się stać! Coś z małym i nie wiedziała jak mi powiedzieć więc stwierdziła, że lepiej nie mówić w ogóle!- odparł pewnie i wybrał numer do mamy.

           -Hej hej zaraz... może wiesz, mały śpi i nie chce go budzić... albo ma no tego... no okres. Wiesz, jakie one potrafią być w tym czasie...- ogłosił blondyn.

           -Czy ty zwariowałeś?! Powiedziałaby mi, że on śpi, albo, że nie może rozmawiać! Ona płakała, miała zmieniony głos! Coś się musiało stać. Dzwonię do mamy!- drżącymi rekami nacisnął przycisk...


***

      Maja siedziała na podłodze i płakała. Nie umiała sprzedać Kamilowi, żadnej historyjki więc stwierdziła, że nie powie nic. Rozłączyła się, rzuciła telefon na kanapę i zalała się łzami. Wiedziała, bardzo dobrze wiedziała, że Stoch prawdopodobnie wpadnie teraz w panikę i będzie snuł najczarniejsze domysły, ale nie miała sił tego prostować. Mogłam za nimi pobiec, zabrać go... mogłam w ogóle nie iść na te narty! Głupia ja...- przeklęła. Jedyna szansa, która pozwoliła jej jeszcze nie zwariować, było to, że Jaś mógł za chwilę wrócić do domu z rodzicami Kamila. Kurczowo trzymała się tej szansy, aż do momentu, kiedy w drzwiach stanęła smutna pani Krystyna.

          -Wariatka! Nawet nam nie otworzyła. Zadzwoniła po policję i powiedziała, że chcemy jej porwać wnuka. Opowiedzieliśmy swoją wersję, ale policjant powiedział, że obydwoje mamy takie samo prawo do zajęcia się małym podczas nieobecności ojca i że jeżeli nie dojdziemy do porozumienia to zabiorą go do pogotowia opiekuńczego i będzie mógł go odebrać tylko prawny opiekun.- wyjaśniła. Maja schowała twarz w dłoniach. To był koniec. Jej prywatny koniec świata. Miała tylko przypilnować dziecko i nie podołała temu. -Spokojnie. To naprawdę nie Twoja wina. Wymyślimy coś! Zobaczysz jak Kamil wróci Jaś będzie już w domu.- Kobieta sama chciała uwierzyć w sens tych słów.

           -Dzwonił Kamil...- szepnęła Maja.

           -Wiem, wiem do mnie też. Nieźle go nastraszyłaś. Mógł, że płakałaś, nie chciałaś rozmawiać i nie chciałaś dać mu Jasia. Powiedziałam, że masz grypę, jesteś osłabiona i siedzisz w domu, a Jaś jest u kolegi. 

          -Uwierzył?

          -Tak. Tylko mówił, że będzie dzwonił po 21 i nie wiem jeszcze co mu wtedy powiemy.

          -Prawdę. Pani Krysiu ja wiem, że mu dobrze idzie, że nie powinniśmy go dekoncentrować przed zawodami, ale niech pani sama popatrzy. Kamil codziennie dzwoni nie utrzymamy tego w tajemnicy, a patrząc na zaciętość pani Bilan to ona nie odpuści ...poza tym Kamil ma prawo wiedzieć, co się dzieje z Jego dzieckiem. Zostawił nam je, zaufał... myślę, że byłby zawiedziony jak by się dowiedział po fakcie...- Maja była pewna swoich słów. Wiedziała, że nie ma sensu kłamać.

         -Wiem dziecko, wiem... łudziłam się, że dojdziemy jakoś do porozumienia i Jaś będzie jeszcze dziś w domu, ale teraz chyba nie mamy wyboru...- Krystyna niechętnie przyznała dziewczynie rację.


***

         Była godzina 21:10, kiedy na ekranie komputera Mai pokazała się ikonka z napisem KAMIL DZWONI. Brunetką głośno przełknęła ślinę, spojrzała porozumiewawczo na mamę Kamila i odebrała połączenie. 

           -No witam! Jak się pani czuje?- spytał rozbawiony. Popołudniowa rozmowa z matką trochę go uspokoiła, ale nadal czuł niepokój, którego miał nadzieję, się niebawem pozbyć.

          -Kamil...- zaczęła, ale On wszedł jej w słowo.

          -Gdzie mój mistrz mały? Dał Ci w kość? Jak się bawiliście?- zadawał pytanie za pytaniem.

           -Kamil... jego tu nie ma...- powiedziała jednym tchem i ukryła twarz w dłoniach.

           -Ale, że co... kogo? Jak to nie ma?- zamarł w bezruchu.

           -Jasia... przepraszam to moja wina.- załkała. 

           -Co ty mi chcesz powiedzieć... co się stało? Miał wypadek? Jest w szpitalu?

           -Nie... mama Ewy...- dziewczyna mimo najszczerszych chęci nie umiała wydusić z siebie prawdy.

           -Co zrobiła ta wariatka?! Majka mów!- zażądał.

           -Ona go zabrała... Kamil tak bardzo Cię przepraszam, ale nie miałam na to żadnego wpływu... po prostu przyszła i powiedziała, że ja nie mam prawa się nim zajmować i że na czas twojej nieobecności mały ma zostać u niej...- wyjaśniła, przecierając oczy chusteczkę. Kamil nabrał powietrze i patrzył na dziewczynę martwym wzrokiem. Analizował każde słowo, jakie wydobyło się z jej ust. Dopiero po chwili zrozumiał...

           -Jadę do was!- oznajmił i zerwał połączenie.

***

     Proszę macie kolejny rozdział, taki jakiś nieszczególny...;/ Przepraszam, że dopiero teraz. Miało być w weekend, ale próbna matura z angielskiego zajęła mi czas... i tak jej nie zdam :(

Buziaki! <3

         

sobota, 21 lutego 2015

6. "Nic miłości nie pokona - trwamy tylko dla niej, Choć nadziei rwie się nić... Chociaż puste są ramiona żyje wierna pamięć I Ty będziesz dla mnie żyć... "



Dedykacja dla: Aleksandry Nowak<3

      Stało się to na co wszyscy czekali od tak dawna. To co kiedyś było rzeczą najzwyczajniej normalną i często spotykaną. To co wywołało szeroki uśmiech na twarzach polskich kibiców, skoczków, trenerów... Kamil Stoch wygrał pierwszy od trzech lat konkurs Pucharu Świata!
Skoczek rozłożył na łopatki swojego rywala z pary Daiki Ito, oraz innych zawodników, gdyż drugi w konkursie Andreas Wellinger stracił do niego 12,7 punktu. Tym samym Polak objął prowadzenie w Turnieju Czterech Skoczni, tak dobrze jeszcze nigdy go nie rozpoczął!

Maja wróciła do domu Stochów po spacerze i od razu mały Jaś wylądował w jej objęciach:

       -Tatuś wygjał!!!- krzyczał radośnie. -Wsiśtkich pokonał!

       -Super!- ucieszył się brunetka i wzięła Malca na ręce. -Twój tatuś jest najlepszy, wiesz?

       -Tak! Pokonał nawet tego judego kojege wujka Andiego!- cieszył się chłopczyk. -Chodź sibko, zajaź dekojacja!- pociągnął Maję za rękę. W salonie równie szczęśliwa pani Krystyna wznosiła toast wraz ze swoim mężem. 

        -Maju dziecko, chodź naleję Ci wina! Musimy to uczcić.- zachęcił pan Bronisław i sięgnął po dodatkowy kieliszek. Dziewczyna przystała na propozycję seniora i wzięła od niego szklane naczynie, pełne bordowego płynu. 
W telewizji pokazywano własnie jak najlepsi skoczkowie konkursu wchodzą na podium. Kamil radośnie machał ręką do kibiców, a do kamery posłał całusa. Widać było jak bardzo był szczęśliwy i jak bardzo ta wygrana dodała mu pewności siebie. Odebrał z rąk jakiegoś wąsatego ważniaka pamiątkowy puchar i czek i po raz kolejny pomachał do kamery.
Maja nie umiała wyrazić jak bardzo się cieszy z takiego obrotu sprawy. Kamilowi bez wątpienia należało się to zwycięstwo i już nie mogła się doczekać, aż będzie mu mogła pogratulować, ale z drugiej strony obawiała się rozmowy z nim. Miała w pamięci ostatnie problemy z Jasiem i słowa Izy i wiedziała, że będzie musiała ze skoczkiem poważnie porozmawiać. 

       -Kochanie zostaniesz z Jasiem? Wybieramy się z Bronkiem do sąsiadów na kolację, mają dziś rocznicę ślubu.- spytała mama Kamila.

       -Tak tak, bawcie się dobrze. My się tutaj sobą dobrze zajmiemy. 

       -Dziękuję. Wrócimy na pewno późno nie czekajcie na nas z kolacją. I jak by zadzwonił Kamilek to proszę powiedz mu, że zadzwonimy do Niego rano i przekaż mu nasze gratulacje.- dodała, ucałowała wnuka na pożegnanie i wyszła.

Na telefon od Kamila nie musieli długo czekać. Najpierw w drodze do hotelu zadzwonił tylko uprzedził, że jak tylko znajdzie się w swoim pokoju to połączy się z nimi na skypie, a godzinę później tak jak obiecał odezwał się i za sprawą internetowego komunikatora rozmawiali prawie godzinę. 

        -Wiesz jak Mały się cieszył! Jesteś wielki!- zaśmiała się kiedy w końcu zmęczony chłopczyk zasnął na kanapie. 

        -Dobra dobra, koniec o mnie, mów mi lepiej co się stało. Bo widzę, że coś jest nie tak?- spytał.

        -Dzisiaj jest Twój dzień, kiedy indziej porozmawiamy...- westchnęła.

        -Nie! Mów teraz.- poprosił, marszcząc brwi.

        -Martwi mnie Jasiek... wiesz jak rozmawialiśmy ostatnio, wtedy co płakał... pamiętasz?- skoczek kiwnął twierdząco głową. -Spytał mnie czy zostanę Jego mamą...Kamil chyba powinnam się wyprowadzić... On widzi coś czego nie ma... przecież my nigdy nie będziemy razem, nie możemy mu robić nadziei...- westchnęła.
Stoch poczuł lekkie ukłucie w sercu, ale nie dał tego po sobie poznać.

        -Nie podejmujmy żadnych pochopnych decyzji, Proszę poczekajmy do momentu, aż wrócę z Turnieju. Nie martw się już.- lekko się uśmiechnął. 


***

       Wieczorem po naradzie z trenerem Kamil siedział sam w swoim hotelowym pokoju. Jasiek poszedł po coś do Piotrka i nie wracał od kilkudziesięciu minut. Stoch miał w końcu chwile na przemyślenia. "Przecież my nigdy nie będziemy razem..."- słowa Mai ciągle chodziły mu pogłowie.  Skąd ta pewność? Przecież to wcale nie jest takie nie możliwe... Zaraz Stoch czy ty jesteś gotowy na nowy związek... na miłość... Nie jesteś...a może się po prostu boisz...- westchnął i opadł na poduszki. 
Po chwili jego spokój został brutalnie przerwany przez wszystkich Jego kolegów z kadry. 

      -Niespodzianka! Dzisiaj świętujemy mistrzu!- krzyknął Janek i położył na stoliku pięć pudełek z pizzą.

      -Ej, ale przecież to jest Turniej zaraz mamy następny konkurs...- mruknął.

      -Nie przesadzaj, nawet Kruczek powiedział, że zasłużyłeś!- zaśmiał się Piotrek. Kamil pokręcił tylko głową i z uśmiechem sięgnął po "nagrodę".

       
        Godzinę później, wszystkie ponure myśli i wątpliwości na dobre opuściły Stocha. Żarty Żyły, wygłupy Janka i Olka znacznie poprawiły mu humor i przypomniały o wygranej.

      -Stary, a jak w ogóle z tą waszą nianią? Niezła jest ... coś tego między wami?- zapytał Piotrek.

      -Nie!- odparł zdenerwowany Stoch -Ewa zmarła trzy lata temu! Rozumienie, dopiero trzy lata i co mama sobie znaleźć nową żonę, nową matkę dla mojego dziecka?! Za wcześnie!!!- prawie krzyknął. 

      -Kamil, nie możesz żyć przeszłością... to Cię wykończy. Odkąd poznałeś Majkę coś się zmieniło... nie widzisz tego? Zacząłeś lepiej skakać, częściej się uśmiechać... może to jednak dobry moment, żeby zacząć wszystko od nowa... może Ona...- powiedział niepewnie Olek.

       -Dość!- przerwał Kamil.- Kocham Ewę rozumiecie?! Tylko Ewę i nikt, ani nic tego nie zmieni... Nigdy!- krzyknął i wybiegł z pokoju trzaskając drzwiami. A może Oni mają rację...-pomyślał. 

       -Przeginacie!- zdenerwował się Ziobro. -Nie widzicie, że On dalej tym żyje... jest mu ciężko, a wy mu dokładacie takim gadaniem. Jak będzie gotowy kogoś pokochać sam do tego dojdzie.- zakończył i chciał biec za przyjacielem jednak po chwili namysłu stwierdził, że przyda mu się teraz chwila samotności. 

        -Skoro On nie jest zainteresowany tą dziewczyną to ja się za nią zabiorę. W końcu nie może się zmarnować.- oświadczył Maciek i również wyszedł. 

***

        Kamil długo włóczył się po hotelu, aż w końcu wylądował w pustym o tej porze holu. Z jednej strony wygrana, coraz lepsza dyspozycja... a z drugiej teściowa, problemy z Jasiem no i Maja... Znajoma? Przyjaciółka? A może ktoś więcej...? Bił się z myślami. Dziewczyna była dla niego kimś bliskim, ale myśląc o niej jako o potencjalnej partnerce czuł się jak by zdradzał Ewę, a tego nie chciał...

        -Kamil? Co tu robisz? Nie świętujesz?- podniósł głowę i ujrzał stojącego nad nim Romana Koudelkę.

        -Muszę trochę pomyśleć.- odparł cicho.

        -Jakiś problem? Coś się stało?- zapytał zmartwiony i usiadł obok.

        -Boję się, że zdradzę moją żonę...- mruknął. Koudelka popatrzył na niego zdziwiony.

        -Ale jak to? Przecież Twoja żona nie...

        -Nie żyje... tak... ale czuję, że jak związałbym się z jakąś inną kobietą to byłoby tak jak bym ją zdradził... Nie chce tego. Nie chcę żeby mój syn mówił mamo do kogoś innego i kochał kogoś innego tak jak powinien kochać Ewę... a z drugiej strony bardzo tego chcę...

        -Wiesz, wydaje mi się, że Twój synek potrzebuje matki. I jeżeli w jej rolę wejdzie inna kobieta Mały nigdy nie zapomni o Ewie. Myślę też, że ona by tego chciała. Na pewno czuwa nad wami i chce żebyście byli szczęśliwi.- uśmiechnął się i poklepał Stocha po plecach. -Nie miałaby za złe, jak byś sobie poukładał życie na nowo... z kimś innym...

         -Nie wiem czy jestem gotowy na nowy związek, nie chcę nikogo zranić...

        -Nic na siłę... masz czas, nie spiesz się, ale z drugiej strony nie pozwól, żeby ta jedyna za długo czekała, bo jeszcze ktoś może Ci ją podkraść.

          -Zdaję sobie z tego sprawę, ale chyba wolę, żeby była szczęśliwa z kimś innym niż męczyła się ze mną... 

         -Nie myśl tak! To Cię do niczego dobrego nie doprowadzi. Pamiętaj, że masz syna, o którego musisz dbać i o którym musisz myśleć.

        -Dzięki Stary.- Stoch lekko się uśmiechnął.

        -Dobranoc.- odparł Koudelka i wrócił do swojego pokoju.

***

      Powiedziałam mu, że nigdy nie będziemy razem... ale czy tak będzie? Przecież nic nie wiadomo. Może to w cale nie jest takie niemożliwe. Kamil jest kochany, taki męski, troskliwy, silny, tak bardzo kocha Jaśka, a los tak cholernie go potraktował. Boję się, że Go skrzywdzę. Przecież On nie zasługuje na dziewczyną z taką przeszłością jak ja... Jestem przecież zwykłą, szarą osóbką bez rodziny, uciekającą pół życia przed psychopatycznym bratem, a On jest najlepszym Polskim skoczkiem, podwójnym Mistrzem Olimpijskim, Mistrzem Świata, zdobywcą Kryształowej Kuli...gdzie ja do niego? To Ja nie zasługuje na takiego faceta! -westchnęła ubierając Jasiowi buty. Dzisiaj mieli się wybrać razem na narty. Chłopczyk bardzo się cieszył. Odziedziczył tą pasję po ojcu i nie mógł się doczekać, kiedy będzie mógł zacząć skakać. Gdy Maja zaproponowała mu taka formę spędzenia wolnego popołudnia mało jej nie udusił. 

          -Mistrzu, ale wiesz, że ja nie jestem najlepszą narciarką? Kiedyś próbowała się uczyć, ale nie powiem, żeby mi dobrze szło.- zaśmiała się opatulając Go szalikiem.

          -Wywajałaś się?- zapytał poważnie.

         -No.- puściła mu oczko, a on złapał się za główkę.

         -Nic się nie bój, wsiśtkiego Cię naucię!- oświadczył.

Godzinę później byli już na stoku. Pogoda była wyśmienita. Słońce i lekki mróz. Tłumy wielbicieli białego szaleństwa od najwcześniejszych godzin szusowały po stoku. Jaś ledwo zapiął narty i już wesoło zjeżdżał z jednej z górek. Widać było, że był w swoim żywiole. Maja z początku przyglądała mu się z dołu i czuwała na wypadek jakiejś wywrotki, ale w końcu pod wpływem chłopca, sama spróbowała zjechać. 

         -Hahahah wygjondaś jak bajwan!- zaśmiał się chłopczyk, kiedy po raz kolejny brunetka wylądowała w zaspie. 

          -To nie jest śmieszne!- udała oburzoną - Mówiłam Ci, że się do tego nie nadaję.

          -Ja Cię naucię! Juś idę!- oświadczył i ruszył w jej kierunku.

          -Jasiek nie!- krzyknęła, ale było już za późno. Inny chłopczyk zjeżdżający w dół, nie zdążył go ominął i razem wylądowali w zaspie. Przestraszona dziewczyna szybko do nich podbiegła.

          -Wszystko w porządku? Coś Cię boli?- spytała zdenerwowana. Odpowiedział jej szloch malucha. Ostrożnie zdjęła mu kask. -Musimy jechać na pogotowie. Jesteś troszeczkę ranny.- przytuliła Go ocierając krew z Jego brwi.

          -Jak pani pilnuje swoje dziecko?! Czy pani zwariowała?!- matka drugiego chłopca nie kryła oburzenia.- Przecież pani Syn mało nie połamał mojego, jak można wchodzić komuś pod nogi! - krzyczała.

          -Spokojnie, Przecież to tylko wypadek. Jaś nie widział pani syna.

        -To niech mu pani kupi okulary! To skrajnie nie odpowiedzialne! Chodź Stasiek idziemy stąd!- odrzekła odciągając syna.

Maja zabrała Jasia i kiedy się już uspokoił na wszelki wypadek pojechała z nim na pogotowie. 
Na szczęście okazało się, że oprócz niegroźnego rozcięcia małemu nic nie dolega i po założeniu kilku szwów opuścili gabinet. 

          -Jasiu?! Co tutaj się dzieje? Co mu pani zrobiła?!- nagle na korytarzu z nikąd pojawiła się pani Bilan.

          -Dzień dobry. Niech się pani nie denerwuje. Mieliśmy mały wypadek.- wyjaśniła spokojnie Maja.

          -Mały wypadek?! Mały wypadek!!! Czy pani się słyszy?! Pani jest nieodpowiedzialna! Naraża pani mojego wnuka na niebezpieczeństwo!- krzyknął kobieta, a mały Jaś schował się za placami opiekunki.

          -Mówię przecież, że nic się nie stało, Jaś się tylko wywrócił...

          -Niech mnie pani nie rozśmiesza! Jak mój pożal się Boże zięć stawia karierę ponad własnego syna, jeździ po świecie zamiast poświęcić mu dostatecznie dużo czasu i zostawia Go z przypadkowymi, nieodpowiedzialnymi osobami to jestem zmuszona w tym momencie zabrać Go do siebie!- wysyczała biorąc małego za rękę.

           -Nie ma pani prawa! Kamil zostawił Janka pod moją opieką i opieką swoich rodziców!- Maja zaczęła panikować, a coraz więcej osób zaczęło zwracać na nich uwagę. 

           -Ty mi będziesz mówić do czego ja mam prawo? Niedoczekanie!

           -Ja chcie ziośtać z Mają!- krzyczał chłopczyk próbując się wyrwać z objęć babci.

        -Jeszcze mieszasz dziecku w głowie i nastawiasz je przeciw mnie. Tak się bawić nie będziemy!- odparła i ruszyła z chłopcem do wyjścia zostawiając bezradną Maję na środku korytarza.

***

   No to zapraszam na kolejny rozdział. Matka Ewy tak łatwo nie odpuści...xD
Brawa dla Janka za dzisiejszy konkurs, szkoda Kamila, ale miejmy nadzieję, że odpali na dużej skoczni! Buziaki <3

niedziela, 8 lutego 2015

5. "Patrząc w płomień kochanie, myślę - co też się stanie z moim sercem miłości głodnym(...) "


Dedykacja dla: Ol - la :*


        -Dlaczego ta dziewucha odmawia mi spaceru z Jankiem?! Jakim prawem?- kobieta krzyczała do telefonu. -W ogóle jakim prawem Ona zajmuje się Małym?!

        -Spokojnie...- Kamil próbował przerwać wywód teściowej.

       -Żadne spokojnie. Kamil co ty sobie myślisz?! Najpierw odebrałeś mi córkę, a teraz jedynego wnuka... Posłuchaj pod Twoją nieobecność Jaś ma być u nas! Rozumiemy się?! Nie u tej dziuni, nie u Twoich rodziców, ani u któregoś z oszołomów z waszej kadry, masz go zostawiać u mnie!- nie spuszczała z tonu.

       -Ale...

       -I nie myśl sobie, że to wystarczy... w przyszłym tygodniu mam spotkanie z adwokatem!- rozłączyła się, a Kamil przymknął oczy próbując się uspokoić.

        -Stary, coś nie tak?- Janek podszedł do przyjaciela.

        -Ehh... Co mam Ci powiedzieć?- westchnął - Matka Ewy chce mnie wykończyć...- zabrał swoją walizkę i udał się do pokoju.

Wiedział, że musi działać, ze musi coś zrobić, ale nie miał pojęcia jak. Mama  Ewy była nieobliczalna, co jakiś czas pojawiała się w ich życiu z jakimś nowymi pretensjami, ale przez te trzy lata od śmierci córki, nigdy nie doprowadziła go do takiego stanu i nigdy nie chciała mu odebrać Jaśka.

      -Kamil, gadaj mi tu wszytko. Co ta baba zaś chce?- zapytał Ziobro, który władował się do ich pokoju z dwoma wielkimi torbami.

      -Janek daj spokój...

      -Nie, jeżeli myślisz, że pozwolę, żeby mój najlepszy kumpel, znów wpadł w dołek to się mylisz!- oświadczył blondyn. Stoch spojrzał na niego zdziwiony i lekko się uśmiechnął.

      -Matka Ewy chce mi odebrać Janka... zatruwa mi życie, zrobiła mi aferę o Majkę, oskarża mnie o śmierć Ewki, grozi adwokatami...nie wiem jak mam z nią walczyć... -powiedział wpatrując się w krajobraz za oknem.

      -Wredna jędza! Nigdy jej nie lubiłem. Pamiętasz jak na Twoim weselu się o wszystko czepiała... ostrzegałem Cię.

      -Janek błagam, nie dobijaj mnie... ja nie wybierałem teściowej tylko żonę. Jak byliśmy z Ewą razem... jak... jak Ona żyła... jej matka nie robiła niczego wbrew nam. Owszem nie byłem jej wymarzonym zięciem, powtarzała mi wiele razy, że Ewa zasługuje na kogoś lepszego, kogoś kto będzie przy niej cały czas i nie będzie ciągle gdzieś wyjeżdżał i narażał życia skacząc na nartach, ale nie chciała nas rozdzielić... jak Ewa zginęła... wtedy w ogóle ucięła ze mną kontakt, potem przypomniała sobie o wnuku, raz za czas chciała się z nim spotkać, zabrać go gdzieś, a teraz chce mi go odebrać... chce się na mnie... nie wiem jak to powiedzieć... chce się odegrać...przecież ja też nie mogłem się pogodzić ze śmiercią Ewy... dalej nie mogę... nie rozumiem o co jej chodzi...- wyrzucił z siebie.

     -Ja nie wiem, nie znam się za dobrze na psychice nawiedzonych teściowych, ale może po prostu Ona uważa, że Majka wejdzie w rolę Ewy i o niej zapomnicie, a Ona straci wnuka tak jak straciła córkę. Może właśnie tego się boi?- zapytał dokładnie analizując każde słowo.

     -Może... w sumie to by się zgadzało, bo jak u nas była, to coś krzyczała, że nie pozwoli, żeby mały zapomniał o matce, ale przecież ja mu nie pozwolę zapomnieć...a Maja...Maja to tylko znajoma... nic mnie z nią nie łączy... jak ja mam jej to wyjaśnić? Nie szukam nikogo, nie chce nowego związku... nie jestem na to gotowy, boję się, że się zaangażuję i znów stracę miłość...- dodał.

      -Stary rozumiem Cię... powiedz tej głupiej babie, że to ty jesteś ojcem i nie daj się jej...- Jan poklepał Go po plecach i zniknął za drzwiami łazienki.

***

     -Kochanie co się stało?- zatroskana pani Krystyna weszła do swojego domu i zauważyła zdenerwowaną Maje.

     -Była tu pani Bilan... bardzo się zdenerwowała jak nie pozwoliłam jej zabrać Janka. Boję się, że zrobi coś przeciw Kamilowi...- wyjaśniła.

     -Spokojne, bardzo dobrze zrobiłaś. Ta kobieta jest trochę niepoczytalna, nie wiadomo co wymyśli, nie możemy jej pozwolić zostać z Jasiem. - kobieta uśmiechnęła się do brunetki. -Mam nadzieję, że się opamięta i da spokój.- westchnęła i udała się do kuchni.

Maja wróciła do pokoju chłopca i zaczęła z nim układać wierzę z klocków. 
Kamil pozwolił jej mieszkać w swoim domu do puki nie znajdzie czegoś swojego, pod warunkiem, że będzie się opiekować Jasiem. Bardzo jej odpowiadał taki układ, ale bała się, że może on sprowokować mamę Ewy do działania na szkodę Stocha. Zdawała sobie sprawę, że z boku ta sytuacja mogła wyglądać zupełnie inaczej.
Nagle zadzwonił jej telefon.

***

W Oberstdorfie skoczkowie przygotowywali się do kwalifikacji do pierwszych zawodów tegorocznego Turnieju Czterech Skoczni. Wszyscy mieli w pamięci słowa swojego trenera i widząc jak zrezygnowany rozmawiał z jakimś dziennikarzem, wiedzieli, że muszą działać.

     -Maniek, musimy się postarać, to już nie są żarty, ale kto jak kto, ale Ty nie musisz się martwić, w naszej kadrze jesteś aktualnie najstabilniejszy.- Piotrek zaczepił rozciągającego się Kota.

     -Piotrek, lepiej nic nie mów...- westchnął szatyn.

     -Co Cię znów ugryzło?- oburzył się Wiewiór.

     -Jak nagle będziemy chcieli na siłę być najlepsi, to skończy się to wręcz przeciwnie. Nie rozumiesz? Nie ma takiej siły, która by zrobiła z nas teraz mistrzów. Przedobrzejemy i to będzie dla nas zabójcze. Nie wiem co zrobić, żeby nie zwolnili Łukasza i boję się, że co zrobimy to sytuacja będzie jeszcze gorsza.- westchnął i wrócił do ćwiczeń.

      -Maniek! Nie smutaj... przecież, damy radę. Ty i te Twoje czarne scenariusze, dziwię się, że jeszcze żyjemy bo według Ciebie pewno cudem jest to, że żaden z naszych samolotów nie rozbił się, gdzieś na jakimś zadupiu!- Żyła wystawił język i poszedł mobilizować resztę kolegów.

Sytuacja była naprawdę poważna, nikt sobie nie wyobrażał pracy z innym trenerem niż Łukaszem. przecież jeszcze niedawno dwa razy pod rząd okrzyknięto Go trenerem roku. Gazety rozpisywały się o tym, że rzekomo przeróżne reprezentacje chciały Go zwerbować do swoich szeregów, a teraz tak po prostu chcą Go wyrzucić i zamienić i to jeszcze na kogo... Na Austriaka, którego nie chcieli we własnej reprezentacji. Niektórzy z kadry mieli jeszcze do czynienia z rodakiem Pointnera, Kuttinem i nie byli z tego zadowoleni. 


Kamil powoli szykował się do wyjścia na skocznie. Z powodu szalejącego wiatru kwalifikacje były opóźnione i skoczkowie mieli trochę więcej czasu dla siebie i dla wyczekujących kibiców. Stoch zapiął kurtkę i spojrzał na wyświetlacz swojego telefonu. Zdziwił się nieco widząc jedną nie przeczytaną wiadomość od Mai. Przeczytał:

"Moc w słabości się doskonali... jesteśmy z Tobą!"


Uśmiechnął się lekko, wrzucił komórkę to torby i z nartami na ramieniu ruszył przed siebie. Miał tu coś do udowodnienia, sobie...kibicom...trenerowi, drużynie. Chciał znów wrócić na szczyt!


Wiatr nadal niebezpiecznie kręcił. Kolejni skoczkowie byli ściągani z belki po kilka razy. W końcu pojawił się na niej pierwszy z polaków; Jakub Wolny. Skoczek wykorzystał w miarę dobre warunki i wylądował na 132 metrze. Trener Kruczek odetchnął z ulgą przybijając piątkę swojemu pomocnikowi. Jeszcze tylko podobne skoki Kamila, Piotrka, Olka, Janka i Maćka i można by to uznać za pierwszy mały sukces, działający na korzyść Łukasza. Kamil z uznaniem obejrzał nienaganny skok młodszego kolegi.
W końcu nadeszła kolej na niego. Poprawił gogle, sprawdził zapięcia, spojrzał na ukazującą się przed nim panoramę miasta i na znak trenera odepchnął się od belki. Wybicie, lot... i znów to wspaniałe uczucie... ta wolność i radość...100...115...120...130...136 metrów! Kruczek uśmiechnął się przybijając piątkę Klimowskiemu. Kamil rozpiął narty i z uśmiechem na twarzy udał się na miejsce dla lidera.

     -Brawo Stary! Cieszę się, że wracasz!- Roman Koudelka poklepał polaka po plecach.

     -No Kamil!- Kuba Wolny przybił mu piątkę ustępując miejsca dla prowadzącego, z którego Stoch obserwował skoki rywali prawie do końca kwalifikacji. Wyprzedził Go dopiero Anders Fannemel, który nie musiał się kwalifikować, ale z racji systemu KO nie opuścił skoku. 
Ostatecznie wszyscy Polacy zakwalifikowali się do konkursu, ale oprócz wspomnianej dwójki tylko Maćkowi udało się jeszcze przekroczyć 130 metr.
W konkursie Kuba miał rywalizować z Freundem, Kamil z Daikim Ito, Maciek ze Schlierenzauerem, Piotrek z Kraftem, a Olek z Jankiem. Walka zapowiadał się fascynująco.

***

       Maja wyłączyła telewizor i przytuliła szczęśliwego Jasia, który nie mógł się napatrzeć na kwalifikacyjny skok swojego ojca. 

     -Widziajaś! Tatuś mi pomachał!- cieszył się.

     -Widziałam, widziałam, świetnie mu poszło!

     -Myśliś, że będzie najlepsi jak kiedyś?- spytał.

     -Oczywiście. Zobaczysz jak wykosi rywali na igrzyskach!- zaśmiała się.

     -Moziemy do niego zadźwonić?

     -Pewnie, jak tylko wróci do hotelu, porozmawiamy z nim przez skypa! Ale puki co chodź tu do mnie coś Ci pokażę fajnego!- oznajmiła i włączyła laptopa. Zaciekawiony chłopczyk usiadł jej na kolanach. Po chwili Maja puściła mu filmik przedstawiający sukcesy Jego ojca w Soczi. Trzy i pół latek patrzył w ekran jak zahipnotyzowany. Widział pierwszy konkurs na małej skoczni i dwa skoki, którymi Kamil zmiażdżył rywali, widział dekorację, hymn, gratulacje od rywali, trenerów, i drugi konkurs, wyrównana walka, oczekiwanie Kasaiego i zwycięski skok Stoch. Widział euforie trenerów, kibiców, widział złoty medal na szyi ojca i w końcu zobaczył ją... małą, drobną blondynkę, przytulającą mistrza, trzymającą kciuki razem z Dawidem Kubackim i robiącą zdjęcia. 

    -Maja...- szepnął, nie patrząc już w ekran -Czy mamusi nie ma pzieziemnie?- zapytał poważnie, a Ona nie mogła zrozumieć , jak ten mały trzylatek doszedł do tak poważnego wniosku. Nie wiedziała co mu odpowiedzieć.

    -Skąd Ci to przyszło do głowy?- zapytała kryjąc zdenerwowanie.

    -Tak myślę... i babcia Marysia ksiciała... a jak mnie nie było to mamusia była...

    -To nie Twoja wina. Tak musiało być...- westchnęła.

    -Ale to nie spjawiedliwe, Kaćpra i Tomka, ciągle mamy odbiejają z psiećkola, a mnie tyjko babcia i babcia! Oni mówią, zie mamusia mnie nie kocha...- odpowiedział nerwowo i pobiegł na górę. Maja już miała za nim pobiec, kiedy zauważyła, że Kamil próbuje się z nią połączyć. Odebrała.

    -Majka!- krzyknął szczęśliwy skoczek. -Widzieliście?! Udało mi się! W końcu coś mi się udało! Poczułem znów to samo, to co kiedyś! Tą radość... tą przestrzeń... ten pęd! Czuję, że już teraz będzie tylko lepiej. Dziękuję!- prawie wykrzyczał i posłał jej całusa. 

   -Gratuluje! Wiedziałam, że w końcu się podniesiesz.- powiedziała mniej radośnie.

    -Coś się stało? Jesteś jakaś taka niewyraźna? Nie cieszysz się? Coś z Jaśkiem? W ogóle gdzie On jest?- zarzucił ją pytaniami.

    -Nie...wszystko dobrze...- westchnęła.

    -Widzę, że coś się stało...- Stoch był coraz bardziej zaniepokojony.

    -Bo widzisz oglądałem z Jasiem Twoje zwycięstwa w Soczi i On... zobaczył tam Ewę... i zaczął zadawać ciężkie pytania... i pobiegł do siebie...eh... po co ja to włączyłam...-zmieszała się.
Kamil spoważniał. Bał się rozmawiać z synkiem o Ewie. -Powiedz... czy ty... czy wy mówiliście mu co się z nią stało?- zapytała.

    -To jest bardzo ciężki temat. Bałem się go poruszać... Jaś jest jeszcze taki mały... dużo mu opowiadaliśmy o Ewie, pokazywaliśmy mu zdjęcia. Chce żeby ją pamiętał, ale starałem się, żeby nie odczuł zbyt mocno jej braku...

    -Spytał mnie czy nie ma jej przez niego... mówił, że jej mama coś na ten temat krzyczała, że dzieci w przedszkolu mu wygadują jakieś głupoty i że jak Jego nie było to Ona była... nie wiem Kamil, ale on jest bardzo rozwinięty jak na swój wiek...sprawnie łączy fakty...

    -Proszę idź do Niego... i Go tu przyprowadź muszę go zobaczyć...- poprosił smutno. Brunetka posłała mu ciepły uśmiech i poszła na piętro szukać malucha. Znalazła Go w sypialni ojca. Leżał na łóżku i płakał. Maja ostrożnie usiadła obok niego i pogładziła go po pleckach.

    -Co się stało kochanie? Nie płacz, tatuś chce z Tobą porozmawiać.- szepnęła.

    -Będziesz moją mamusią?- spytał rzucając jej się na szyję.

Mai zrobiło się gorąco. Na jej szyi wisiał trzy i pół letni synek najlepszego polskiego skoczka narciarskiego i pytał czy Ona zastąpi mu matkę. Pierwszy raz w życiu nie wiedziała jak ma zareagować. Uświadomiła sobie, że tak to mogło wyglądać. W końcu mieszkała u Kamila, była z nim na zawodach, razem spędzali dużo czasu, dobrze się dogadywali... mały mógł sobie zrobić nadzieję, że w końcu zazna matczynej miłości. 

    -Leć na dół, tatuś czeka.- zachęciła, gdy trochę się już uspokoił i starła mu z policzków łzy.

***

     Kamilowi udało się trochę uspokoić i pocieszyć Jasia i od tego czasu chłopczyk już nie wspominał o mamie i nie zadawał Mai trudnych pytań na ten temat, ale kobieta nie mogła o tym zapomnieć. Zaczęła mieć wyrzuty sumienia... Kamil był jej bliski, Jaś też, ale teraz dopiero do niej dotarło, że mogą Oni inaczej interpretować tą sytuację. Zastanawiała się jak z tego wyjść zanim będzie za późno. Przecież miała mieszkać u Stochów tylko tymczasowo, do momentu, aż porządnie nie stanie na nogi. Nie chciała za bardzo przywiązywać do siebie Jasia. Chłopczyk tyle już przeszedł i zrozumiałe było, że widział w niej potencjalną matkę.

Podczas konkursu w Oberstdorfie Jaś został z mamą Kamila w domu, a ona wymknęła się na długi spacer. Sama się sobie dziwiąc dotarła pod dom, który niegdyś należał do jej rodziców.

     -Majka!- krzyknęła pewna blondynka i rzuciła jej się na szyję.

     -Iza?!- brunetka rozpoznała swoją licealną przyjaciółkę.

     -Opowiadaj co u Ciebie? Słyszałam, że aresztowali Michała... jak sobie radzisz? Gdzie mieszkasz?- spytała.

     -Aaa...wiesz to długa historia... - westchnęła.

     -Może wpadniesz na kawę? Opowiesz mi! No nie daj się prosić!

     -No dobrze...- zgodziła się i udała się za przyjaciółką do jej domu.

Iza postawiła wodę na kawę, pokroiła sernik i usiadła obok brunetki.

      -No więc, co u Ciebie?

      -No nie za ciekawie...zatrzymałam się u Kamila, opiekuję się chwilowo Jego synkiem... 

      -U Stocha?! Nie wierzę, myślałam, że to tylko plotki!- zachwyciła się.

      -Nie plotki... tak wyszło, ale czuję, że muszę się stamtąd wynieść... muszę znaleźć jakąś pracę, stanąć na nogach...

      -No coś ty, źle Ci tam? Wiesz ile lasek by się dało pokroić, żeby mieszkać u Stocha!- pisnęła blondynka.

      -Izka, On jest wdowcem, ma małego syna, któremu brakuje matki... nie chcę narobić nikomu niepotrzebnych nadziei... 

      -Jakich nadziei! Skoro On Ci zaufał i pozwolił Ci mieszkać u siebie to znaczy, że nie jesteś mu obojętna! Myślisz, że każdej jednej by zaproponował pokój i powierzył by syna?

      -Nie to nie tak. On mnie uratował przed Michałem i tak jakoś potem wyszło...

     -Tym bardziej! Uratował nie znaną dziewczynę, o której nic nie wiedział i pozwolił jej u siebie zamieszkać. Majka jesteś ślepa?! To musi coś znaczyć, koleś coś do Ciebie ma!- krzyknęła Iza.

     -Czyś Ty zwariowała?! On trzy lata temu stracił żonę, sam wychowuje syna, dalej nie może sobie z tym poradzić, ciężko mu i Ty myślisz, że ma w głowie romanse?!

     -Zaraz... a może to o Ciebie chodzi... może Ty się boisz, że będziesz dla niego tylko pocieszeniem, a i tak Jego żoną będzie górą?- zapytała. Maja pokręciła zrezygnowana głową, ubrała kurtkę i bez słowa opuściła dom przyjaciółki. 

***

    No to dzisiaj nareszcie kolejny rozdział. Z okazji tego podium Kamila, zmobilizowała się i jakoś go dokończyłam. Wiem, ze to takie nijakie, ale spokojnie, akcja będzie się rozkręcać. 

Buziaki! <3

niedziela, 25 stycznia 2015

4. "Wśród życia dróg, wciąż gubię się, Nadzieje mam że znajdę Cię,... Pusty mój dom, niech wróci ten czas, kiedy byłaś obok mnie..."


      
Dedykacja dla Skokonators <3    

          Wszystko potoczyło się bardzo szybko... rozbite bańki, połamane krzesło, krew, podbite oko i policja, która o dziwo zjawiła się bardzo szybko.  Zakuli Michała w kajdanki, spisali zeznanie i pojechali.

       -Boże Drogi, Bronek wszystko dobrze?- krzyknęła Krystyna i podbiegła do męża chcą go opatrzyć. - A Wam dzieci nic się nie stało?- zwróciła się do zapłakanej Mai i Kamila próbującego uspokoić ją i przestraszonego synka.

       -Wszystko w porządku...- westchnął Stoch.

       -Tak bardzo państwa przepraszam, ja na prawdę nie chciałam...- łkała brunetka - To wszystko moja wina, ja mówiłam, że nie powinnam tu zostawać... przepraszam...

       -Maja, daj spokój to nie Twoja wina, przynajmniej na reszcie znalazł się tam gdzie jego miejsce.- skoczek przytulił roztrzęsioną dziewczynę.

       -Kamilek ma rację, nie masz powodu, żeby przepraszać. Dobrze, że to się tylko tak skończyło.- Krystyna przyznała synowi rację. -A teraz bardzo was przepraszamy, ale pójdziemy się położyć. Musimy odpocząć, wy też już kładźcie małego, późno się robi. Kamilek pościel Mai na górze. A ten bałagan jutro ogarniemy.

       -Jaa... nie mogę tu zostać. W tej sytuacji, najlepiej będzie jak już pójdę.

       -Nie ma takiej możliwości.- zaprotestował Bronisław. -Nie zostawimy Cię dziecko samej. Dobrej nocy.

       -Tata ma racje. Dobranoc ja się wszystkim zajmę.- dodał Kamil i przytulił matkę. Krystyna ucałował wnuka i razem z mężem udała się do sypialni.

       -No chłopie chodź idziemy spać, już późno.- Stoch zwrócił się do synka.

       -Tatuś... tatuś... śpij źe mną!- pisnął mały.

       -Dobrze, już się niczego nie bój. Tatuś dzisiaj zostanie u Ciebie, a cioci Mai pościelimy u mnie. Dobrze?- zapytał biorąc trzylatka na ręce.

       -Niee!- zbuntował się chłopczyk.

       -Co nie kochanie?- zdziwił się mężczyzna.

       -Nie moziemy ziośtawić Mai samej!- odparł.

       -Chłopie chłopie...- westchnął Kamil. - Maja nie płacz już, chodź uśpimy go, a później porozmawiamy.- zaproponował i razem udali się na piętro.


Mały Jaś długo nie chciał zasnąć. Uspokoił się dopiero kiedy Kamil zapewnił, że Michał więcej się u nich nie pojawi, a Maja zaśpiewała kołysankę i opowiedziała bajkę.

       -Uff nareszcie zasnął. Myślałem, że już go nie uspokoimy.- westchnął.

        -To wszystko moja wina...macie same problemy przeze mnie. Zepsułam wam święta...- westchnęła brunetka. -On chciał dopaść mnie, a uderzył Twojego tatę, Ciebie, zdenerwował Twoją mamę, rozwalił wam pół domu i jeszcze Jasiu na tym ucierpiał... Nie wiem jak mam Cię przepraszać i jak mam Ci dziękować, że jeszcze mnie nie wyrzuciłeś...- szepnęła. Kamil usiadł obok niej i delikatnie chwycił ją za rękę.

        -Maja, jesteś w bardzo trudnej sytuacji, nie musisz za nic przepraszać. Tylko obiecaj, że już nie dasz mu się zastraszyć. Ja Ci we wszystkim pomogę, nie będziesz już sama.

        -Obiecuję...- szepnęła.- Kamil nigdy nie spotkałam nikogo takiego jak ty. - posłała mu delikatny uśmiech.

        -Połóż się już. Dużo dziś przeszłaś. Ja pójdę do Jasia.- wstał i nacisnął klamkę.

        -Kamil...- zatrzymała go - Mogę z wami posiedzieć? I tak nie zasnę, a boję się zostać tu sama.

         -Coś ty, nie będziesz siedzieć sama.- westchnął uśmiechnięty - Ja też już raczej nie zmrużę oka... za dużo się działo. Chodź, posiedzimy razem.- zaproponował i razem zeszli do salonu.

***

      Księżyc świecił wysoko na niebie, śnieg lekko pruszył, a za oknem dało się słyszeń wesołe rozmowy sąsiadów wracających z pasterki. Kamil i Maja siedzieli przy kominku i popijając wino oglądali album z dzieciństwa skoczka. Mały Stoch w za dużym kasku czy z poharataną twarzą najwyraźniej poprawił Mai humor.

     -Ojej co Ci się stało?- zapytała popijając łyk wina.

     -Ehhh... to moja pierwsza poważna wywrotka na treningu, wróciłem do domu z płaczem bo bałem się, że mama mnie już więcej nie puści na skocznie.- zaśmiał się na wspomnienie początków swojej skocznej kariery.

      -Całe szczęście, że Cię puściła.- zaśmiała się, oglądając kolejną stronę albumu. Nagle jej oczom ukazała się podobna fotografia do tej, którą zobaczył podczas pierwszej wizyty w domu Stocha; Kamila z piękną blondynka u boku na ślubnym kobiercu. Następne fotografie przedstawiały tą samą parę w górach, od skocznią, nas morzem, aż w końcu na ostatniej fotografii widniała w widocznej ciąży. Kamil wpatrywał się w fotografie mętnym wzrokiem. Wspomnienia wróciły... wstał i podszedł do okna dopijając resztę wina.

      -Wszystko w porządku?- spytała podchodząc do niego.

      -Tak...nie...- westchnął kręcąc bezradnie głową.

      -Tęsknisz za nią?- spytała.

       -Maja... ja... nie radzę sobie z tym... wiem, że muszę być silny dla Jasia, ale nie daję rady... Wiesz co ja czułem, jak musiałem wyjaśnić Jasiowi, gdzie jest jego mama... -poczuł zbierające się łzy w kącikach oczu.

      -Jesteś silny... zmień swoją słabość w swoją siłę...- powiedziała.

***

      Dzwonek do drzwi przerwał ciszę, w domu Stochów. Kamil niechętnie otworzył oczy i rozejrzał się po pokoju. Nie bardzo wiedział dlaczego spał na kanapie w salonie i dlaczego spała tam też Maja. Spojrzał na nadal leżące na ziemi kawałki baniek i powoli zaczął kojarzyć wydarzenia minionego wieczoru. Zza myśleń wyrwał go coraz to bardziej uporczywy dźwięk dzwonka. Delikatnie przesunął rękę dziewczyny i podszedł do drzwi.
     
       -Mama?- spytał zdziwiony, patrząc na stojąca przed nim kobietę. -Co wy tutaj...?- spytał towarzyszącego jej mężczyznę.

       -Zapomniałeś?! Przecież umawialiśmy się, że w pierwszy dzień świąt przyjeżdżamy do Jasia!- podniosła głos.

       -Marysiu, mówiłem, że to będzie za wcześnie, mały na pewno jeszcze śpi.- wtrącił mężczyzna. Jednak Jego żona, nie czekając na zaproszenie, wyminęła Kamila i weszła do salonu.

        -Matko Jedyna!- krzyknęła- Kamil co tu się dzieje?!- nie kryła oburzenia.

       -Mieliśmy mały wypadek wczoraj, drobne nieporozumienie...- Stoch próbował się tłumaczyć.

       -Wypadek?! Młodą dziewczynę, którą śpi na Twoje kanapie, wino i rozwaloną choinkę nazywasz wypadkiem!!!- Maja niespokojnie się poruszyła i otworzyła oczy.

       -Dzień dobry...- mruknęła, wstając z kanapy.

       -Dzień dobry?! Dzień dobry!!! Dobre sobie! Nie wstyd Ci, tak tutaj być?! Kamil ma żonę i dziecko nie ma tu dla Ciebie miejsca!- zdezorientowana brunetka niepewnie podeszła do Kamila.

       -Mamo, Ewa nie żyje... uspokój się proszę...- Stoch starał się opanować sytuacje.

       -Nie musisz mi przypominać, że zabiłeś moją córkę!- krzyknęła kobieta.

       -Dobrze wiesz, że to nie moja wina... nie mogłem nic zrobić...- westchnął brunet przecierając oczy, w których gromadziły mu się łzy.

       -Jak byś nie jeździł na zawody i był przy Niej, chodził z nią do lekarza, był na kontroli to byś wiedział, że na ostatniej wizycie lekarz kazał jej leżeć, mówił, że coś jest nie tak i do końca ciąży musi się oszczędzać, ale ona nie...

       -Marysiu daj spokój.- wtrącił się Jej mąż.

       -Nie przerywaj mi! Kamil powinien wiedzieć jak było!- krzyknęła patrząc na bladego skoczka. -Więc mój drogi, Ewa nie mogła się doczekać, aż wrócisz, nic sobie nie robiła z zaleceń lekarza, jeździła na spotkania z twoimi sponsorami, nakryłam ją na tym jak myła okna, albo sprzątała na górze...wszystko dla Ciebie...

Kamil patrzył na teściową tępym wzrokiem. Nie wiedział, Ewa mu nic nie mówiła... rozmawiali codziennie, a nie wspominała, że coś wyszło źle w badaniach. Schował twarz w dłoniach, ukrywając gorzkie łzy. 

       -Nigdy Ci tego nie wybaczę! I wiedz, że nie pozwolę, żeby mój wnuk wychowywał się w takich warunkach z ojcem, który sobie nie radzi i nie panuje nad własnym życiem, dla którego kariera jest ważniejsza niż rodzina.- kobieta nie ważyła słów, nie zauważyła nawet, że na schodach stoi Krystyna i Bronisław z małym Jasiem na rękach. -Kamil odbiorę Ci prawa do Niego! Nie pozwolę, żeby ktoś zastąpił Ewę, żeby Jaś nie pamiętał własnej matki i mówił "mamo" do kogoś innego!- dodała i razem z mężem, który na odchodne szepnął, że spróbuje ją uspokoić wyszła z domu.

Kamil już nie próbował hamować łez. Nie wiedział co ma zrobić.

       -Synku...- Krystyna próbowała go uspokoić. Skoczek machnął ręką, wyminął ją i pobiegł do góry. Nie wiele myśląc Maja pobiegła za nim. Było jej go tak żal, nie mogła zrozumieć jak matka Ewy mogła Go tak potraktować.
Znalazła Go w pokoju, w którym spędziła pierwszą noc w tym domu. Siedział na fotelu i wpatrywał się w zdjęcie ślubne.

        -Kamil...- szepnęła, kładąc dłoń na Jego plecach. Cały drżał.

        -Przepraszam, że musiałaś być tego świadkiem... - szepnął przez łzy. -Mama Ewy nigdy mnie nie lubiła...

        -Nie przepraszaj. 

        -Nie wiedziałem... gdybym wiedział, przecież ja ją tak kochałem... wsiadłbym  w pierwszy lepszy samolot i bym wrócił... Majka czemu ona mi nie powiedziała, że się źle czuje...?- łkał. -Co ja zrobię jak mi odbiorą małego...

         -Ciii... nie myśl o tym, niczego już nie zmienisz...- wyjęła mu z rak zdjęcia i odłożyła na biurko.- Popatrz mi w oczy.- poprosiła, ale On nie miał na to siły. Westchnęła i zniżyła się tak, że napotkała Jego wzrok; pełen smutku i bólu. - Posłuchaj, jesteś najlepszym ojcem na świecie, Jaś Cię bardzo kocha i nigdy mu nie będzie lepiej niż tutaj z Tobą. Żaden sąd Ci nie odbierze praw do Niego. Mama Ewy nie może sobie poradzić, z jej stratą i szuka winnego... to normalne...- tłumaczyła, starając się go uspokoić.

         -Dziękuję... nawet nie wiesz jakie to jest dla mnie ważne , że przy mnie jesteś, że mi pomagasz... czuję, że w końcu mam taką prawdziwą przyjaciółkę.- przytulił ją i trwali tak, aż do pokoju wpadł wesoły chłopczyk.

***

      W drugi dzień świąt skoczkowie udali się do Oberstdorfu na pierwsze zawody tegorocznego Turnieju Czterech Skoczni. Od 9 lat corocznie tą imprezę wygrywali Austriacy, wszyscy mieli nadzieję, że w końcu uda się komuś ich pokonać. 

         -Chłopcy, zanim rozejdziecie się do pokoi muszę wam coś powiedzieć.- zaczął poważnie trener Kruczek, kiedy przybyli do hotelu. -Rozmawiałem wczoraj z prezesem i... - westchnął głęboko - I jeżeli podczas Turnieju nie zaprezentujecie odpowiednio wysokiej formy, takiej jak w ostatnim sezonie olimpijskim, kończę współpracę z Wami. - po sali dało się usłyszeć cichy jęk, zdziwionych zawodników. -Prezes rozmawiał już z Pointnerem i On się wstępnie zgodził, więc jak przez te cztery konkursy nie ruszymy z miejsca, to do Olimpiady przygotuje Was Alex.- powiedział smutno, zabrał swoją torbę i udał się w kierunku windy.

        -To nie może być prawda...- szepnął Dawid.

        -Nie mogą zwolnić naszego staruszka!- zbuntował się Piotrek, a wszyscy mu przytaknęli. Wiedzieli, że wszystko jest w ich nogach i postanowili, że pokażą na co ich stać.

        -Tylko żebyśmy nie przedobrzyli...- wtrącił Maciek.

        -Będzie trudno.- dodał Kamil i popatrzył na wyświetlacz swojego telefonu, który nagle zaczął dzwonić: "Mama Ewy"- ten krótki komunikat zwiastował same problemy...

***

     No to mamy kolejny rozdział i kolejne podium Kamila w sezonie! :))
Dzisiaj tak trochę na smutno...:)

Pozdrawiam <3