-Kamil zaczęło się!- krzyknęła Ewa
Skoczek zerwał się na równe nogi i podbiegł do trzymającej się za brzuch żony. Czekali na ten dzień 9 miesięcy, ale teraz kiedy ten dzień w końcu nastał, skoczek spanikował.
-Już kochanie, czekaj gdzie ja mam kluczyki... Matko jedyna...- nerwowo zaczął przeszukiwać kieszenie kurtek.
-Kamil kochanie ja rodzę! Zadzwoń z łaski swojej po taksówkę! W takim stanie nie pozwolę Ci i tak prowadzić! Chcesz nas pozabijać!?- krzyknęła i zaczęła głęboko oddychać. - Pospiesz się kretynie, wody mi odchodzą!
Czterdzieści minut później młodzi byli już w szpitalu. Lekarz zabrał Ewę na badania, a Kamil nie opuszczał jej na krok.
-Siostro proszę wezwać doktora Pawliczyńskeigo, szybko!- krzyknął lekarz i podłączył blondynkę do jakiegoś dziwnego urządzenia. - Niestety nie może pan być obecny przy porodzie.- zwrócił się do Stocha. - Proszę wyjść!
-Ale jak to?! Doktorze to jest moja żona, ja muszę z nią być! Co się dzieje?!
-Niech pan opuści to pomieszczenie!
-Ale...
-Panie Kamilu, proszę nie utrudniać i zaczekać na korytarzu, lekarz potem panu wszystko wyjaśni.- wyjaśniła pielęgniarka i wyprowadziła zszokowanego mężczyzną na zewnątrz. Bronił się, chciał tam zostać, słyszał krzyk Ewy, tak bardzo chciał być z nią i pomóc jej, tak bardzo chciał żeby wszystko było dobrze. Chwycił pielęgniarkę za rękę:
-Niech mi pani powie o co chodzi? Jakieś komplikacje? Coś z dzieckiem?! - zapytał.
-Nie wiem, na prawdę nie mogę panu teraz nic powiedzieć, ale obiecuję, że lekarz panu wszystko wyjaśni. Proszę się nie martwić.- szepnęła i zniknęła za drzwiami sali zostawiając zaszokowanego i przerażonego mężczyzną na korytarzu.
Po kilku minutach drzwi otworzyły się i pielęgniarki wywiozły zwijającą się z bólu Ewę na szpitalnym łóżku. Kamil zerwał się na równe nogi, podbiegł do żony i złapał ją za rękę.
-Szybko trójka jest wolna, nie mamy czasu!- krzyknął lekarz popędzając pielęgniarki.
-Ewa, Ewa! Jestem przy Tobie! Słyszysz, wszystko będzie dobrze!- powiedział.
-Kamillll...- szepnęła...- Kamil będziesz wspaniałym ojcem...- dodała słabym głosem.
-Niech się pan odsunie, musimy jechać na sale operacyjną, anestezjolog już czeka, nie obejdzie się bez cesarki.- wyjaśnił lekarz.
Minuty ciągnęły mu się w nieskończoność. Kiedy Ewa zniknęła za szklanymi drzwiami, fundamenty jego idealnego świata niebezpiecznie zadrżały. Nie wiedział co się dzieje. Nie wiedział, dlaczego musieli jej zrobić cesarkę. Bał się, cholernie się bał.
Po 40 minutach na korytarzu pojawił się lekarz.
-Panie Kamilu... ma pan zdrowego syna!- ogłosił - Trzy sześćset, pięćdziesiąt dziewięć centymetrów, dziesięć punktów Apgara.- powiedział.
-Mam syna...- powtórzył - Mam syna... ale... ale co z moją żoną? Jak ona się czuje?- zapytał.
-Niestety nie mam dla pana dobrych wiadomości... zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy, ale niestety... taka była decyzja pani Ewy.
-Co...Co pan do mnie mówi? Jaka decyzja?! Co zrobiliście?- krzyknął - Niech pan tego nie mówi... to nie prawda...to nie może być prawda...- powtarzał.
-Wiem, że to dla pana ciężkie, ale niestety... pana żona dostało silnego krwotoku, po tym jak pan wyszedł, po badaniach wiedzieliśmy, że jest mała szansa, żeby uratować ich obu... pani Ewa bez zastanowienia powiedziała, że mamy ratować dziecko... przykro mi...- wyjaśnił i odszedł.
Kamil zsunął się po ścianie, a jego oczy zaszły mgłą. To nie mogła być prawda...
Wybiegł ze szpitala...nie myśląc w ogóle o tym, że czeka tam na niego pewna mała istotką, którą musiał się zająć.
3 lata później:
-Tatusiu wybudujemy coś z klocków?- spytał mały chłopczyk o pięknych zielonych oczach, które odziedziczył po matce. Ilekroć Kamil na niego patrzył, widział Ewę... zakochała się w jej oczach wtedy w Planicy, a nawet jeszcze wcześniej- w szkole i teraz mały Jaś miał w sobie tą jej część.
-Synku, bardzo bym chciał, ale muszę iść do wujka Łukasza, musimy omówić bardzo ważną sprawę.- wyjaśnił i przytulił malca.
-A jak wrócisz to poukładamy?- spytał
-Oczywiście! Ułożymy taką wielką skocznie, z jakiej tatuś będzie skakał w przyszłym tygodni!- obiecał. - A na razie, pobawisz się z wujkiem Maćkiem.
Tak bardzo nie lubił zostawiać Jasia nawet na chwile, a co dopiero jak musiał wyjechać na jakieś zawody. Pocałował syna w czoło, wziął kluczyki, narzucił na siebie kurtkę i wyszedł. Był mroźny wieczór. Powinien siedzieć z synkiem w domu, przy kominku, a nie jeździć po Zakopanem, ale trener był nieugięty i tak już mu bardzo poszedł na rękę.
Jadąc do domu Kruczka, zahaczył jeszcze o stację benzynową. Zatankował do pełna i wtedy to usłyszał...
Krzyk, jakaś kobieta wołała o pomoc, a jakiś mężczyzna na nią krzyczał. Stoch nie wiele myśląc pobiegł w kierunku, z którego dobiegały te głosy.
-Ty szmato!- krzyknął napastnik i popchnął ją tak, że upadła uderzając głową o drzewo. -Pożałujesz!
-Zostaw mnie... błagam zostaw...- łkała, a mężczyzna kolejnym ciosem uniemożliwił jej jakikolwiek ruch. Kamil podbiegł do nich i popchnął go.
-Koleś nie wtrącaj się! To sprawa tylko i wyłącznie między mną i tą ździrą!- krzykną tamten i chciał uderzyć skoczka, jednak on był szybszy i jednym zwinnym ruchem przycisnął go do ściany.
-Nie pozwolę, żeby ktoś w mojej obecności bił i obrażał kobiety!- powiedział i mocniej przycisnął rękę napastnika, tak że tamten syknął z bólu. - Albo stąd szybko odejdziesz, albo wzywam policje!- zagroził.
-Dobra puszczaj!- krzyknął i wyswobodził się z uścisku skoczka. - Ale Majka nie myśl, że ja to tak zostawię! Jeszcze się policzymy! - obiecał i odszedł w tylko sobie znanym kierunku.
Kamil podszedł do płaczącej dziewczyny i pomógł jej wstać:
-Wszystko w porządku? Zrobił Ci coś?- zapytał troskliwie.
-Nic mi nie jest...- załkała- Dziękuję Panu... gdyby nie Pan...- ponownie zalała się łzami.
-Ciii nie płacz już.- pogładził ją po policzku.- Chodź zawiozę Cię na pogotowie, powinni Cię obejrzeć.
Dziewczyna bez słowa podążyła za swoim wybawca do samochodu. Po chwili byli już w szpitalu. Kamil zaczekał na korytarzu, wysłał Łukaszowi, krótką wiadomość, że się nie pojawi, a przestraszona brunetka zniknęła za drzwiami Gabinetu Zabiegowego, gdzie zszyto jej łuk brwiowy i sprawdzono, czy wszytko z nią w porządku.
Po kilkunastu minutach Maja opuściła pomieszczenia.
-Co Pan tu robi? Nie musiał Pan czekać.- spytała zdziwiona.
-Ale chciałem, nie mogłem Cię tak zostawić, nawet nie wiem ,czy masz gdzie nocować.- powiedział i lekko się uśmiechnął. Dziewczyna w momencie posmutniała. -Ahhh czyli zgadłem... nie masz gdzie...
Kiwnęła głową potwierdzając i obróciła się na pięcie.
-Spokojnie. Coś na to poradzimy. Chodź!- zachęcił i zaprowadził ją do samochodu.
-Powiesz mi kto to był i o co poszło?- zapytał przerywając niezręczną ciszę, która panowała od momentu ich wyjścia ze szpitala.
-Michał... mój brat przyrodni, ale nie chcą o tym rozmawiać... Jeszcze raz dziękuję, że Pan mi pomógł...
-Żaden Pan! Kamil jestem.- powiedział
-Maja...- odpowiedziała cicho.
Po chwili podjechali pod duży, góralski dom.
-Gdzie jesteśmy?- zapytała.
-Pod moim domem. Zostaniesz tu na razie, a potem się zobaczy.- oświadczył.
-Ale... Pa... Twoja rodzina... nie nie mogę tak was wykorzystywać, pójdę gdzieś...- szepnęła.
-W domu jest tylko mój trzy letni synek; Jaś i na pewno mu nie będzie przeszkadzać jak zostaniesz, nigdzie Cię nie puszczę. Jest noc, mróz, śnieg, już dosyć dzisiaj przeszłaś.- powiedział- Zapraszam.
-A mama Jasia nie będzie miała nic przeciwko?- spytała niepewnie.
-Mama Jasia... Ewa... nie żyje...- powiedział krótko i wysiadł z samochodu.
Po chwili znaleźli się w ładnie przystrojonym salonie, w którym Maciej Kot siedział przed kominkiem i czytał gazetę.
-No stary. Co tak długo, mały na Ciebie czekał, chciał coś z klocków układać.- powiedział i stanął jak wryty widząc, piękną i zapłakaną towarzyszkę przyjaciela.- Eee może ja już pójdę.
-Tak Maciek, dziękuję, że zostałeś z małym, do zobaczenia.- powiedział Stoch i zaprosił Maje do salonu. -Rozgość się, zaraz zrobię jakąś herbatkę i coś do picia.- powiedział i udał się do kuchni.
Dziewczyna podeszła do kominka, w którym wesoło tańczyły płomienie ognia. Na półce obok niego zauważyła kilka ramek ze zdjęciami, był na nich mały chłopiec o pięknych zielonych oczkach, jakieś starsze małżeństwo, grupa skoczków narciarskich na jakiś zawodach, Kamil z Kryształową Kulą... ostatnie zdjęcie przedstawiało parę młodą... Kamila i piękną blondynkę. Wyglądali na szczęśliwych zakochanych... takie nieszczęście przerwało tą sielankę.
Kamil wrócił do salonu z talerzem pełnym kanapek.
-Proszę, częstuj się.- powiedział i usiadł obok niej - Powiedz mi coś o sobie.- poprosił.
-Nie chcę o sobie mówić.- szepnęła -W ogóle co ja tu robię? Nie znam Cię, Ty mnie też... nie boisz się mnie tu trzymać?- zapytała
-A czego mam się bać, że mnie pobijesz jak ten twój gach, albo że mi gardło poderżniesz w nocy?- zaśmiał się, wywołując uśmiech na jej twarzy.
-Bardzo Ci dziękuję... Michał... Michał oskarża mnie, że nastawiłam ojca przeciw niemu i przez to nie dostał spadku... nie daje mi żyć...- pojedyncza łza spłynęła jej po policzku.
-To nie pierwszy raz jak Cię pobił?- spytał
-To pierwszy raz jak nie zdążył mi nic poważnego zrobić... nie rozmawiajmy o tym proszę...
-Dobrze, chodź pokaże Ci Twój pokój, jest już późno.- zaproponował i razem wyszli na piętro. Zaprowadził ją do małego pokoju, który znajdował się obok pokoiku Jasia. Był on kiedyś pracownią Ewy. Obrabiała tam swoje zdjęcia, miała wszystkie dokumenty dotyczące Even-ementów i inne potrzebne rzeczy. Albumy dalej tam leżały. Nie wchodził tam. Za wiele wspomnień- bolesnych wspomnień wywoływało u niego to pomieszczenie. - Proszę, możesz tu przenocować, mam nadzieję, że będzie Ci wygodnie. Jak byś czegoś potrzebowała jestem na przeciwko.- powiedział i wyszedł zostawiając Maję samą.
***
Spał głęboko... śniła mu się Ewa i mały Jaś. Byli razem na jakiejś łące, Ona się śmiała, robiła zdjęcia, On leżał z synkiem na trawie i przyglądał się żonie... to było tak realistyczne...nagle usłyszał krzyk... przeraźliwy krzyk.
Zerwał się na równe nogi i wybiegł na korytarz. Krzyk dochodził z pokoju Mai. Szybko wbiegł do środka:
-Haj spokojnie! Co się stało?- zapytał i podszedł do siedzącej na łóżku płaczącej dziewczyny.
-On...on..on..- łkała.
-Śnił Ci się on?- spokojnie zadał pytanie.
-Tak...nie... on tu był... słyszałam go... on mnie nigdy nie zostawi...
-Ciii to był tylko sen, zły sen.- przytulił ją -Nie płacz, tu nic Ci nie grozi.- dodał szeptem.
Dziewczyna drżała, a łzy spływały po jej policzkach. Nie mogła się uspokoić.
-Proszę nie zostawiaj mnie...- szepnęła.
Kamil popatrzył na nią zdziwiony "W co się wplątałeś kretynie"-pomyślał, jednak szybko odgonił od siebie te myśli. Maja była taka młoda, taka piękna, taka przestraszona i taka bezbronna. Nie mógł jej tak zostawić.
-Spokojnie, nigdzie się nie wybieram... nie myśl o nim... chodź, pogadamy.- zaproponował i podał jej dłoń. Zeszli do salony. Kamil podał Mai koc, a sam usiadł obok kominka, w którym nadal wesoło tańczyły płomyki. -Już lepiej?- zapytał
-Ja... ja bardzo przepraszam...nie wiem co to było...- mówiła przez łzy.
-Nic się nie stało, rozumiem... też tak miałem...- westchnął.
-Co miałeś?- spytała zdziwiona.
-Budziłem się w nocy z krzykiem... jak Ewa odeszła... to się stało tak nagle...- przerwał i pojedyncza łza spłynęła po jego policzku. -Zostałem sam z małym dzieckiem...u szczytu kariery...
-Kamil...- szepnęła i położyła mu dłoń na ramieniu. -Ja mam wrażenie, że Michał ciągle mnie śledzi... on mi nigdy nie da spokoju...
-Maja, pójdziemy jutro na policje. Wszystko im opowiesz, pomogą Ci, ja też Ci pomogę. On Cię już nigdy nie tknie! Obiecuję.
***
No to prolog za nami mam nadzieję, że wam się spodoba. Pozdrawiam <3
An Agiki
No dokładnie, w coś ty się wplątał kretynie ? Ale coś mi się wydaje, że tak szybko nie będzie chciał się z tego wyplątać. A na pewno nie po tym jak zaprosił ją do swojego domu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! :)
No tak zrobił jeden krok, to teraz nie może się wycofać...:))
UsuńDziękuję za komentarz, pozdrawiam :))
Kochana świetny początek!:) Biedny Kamil, sam został z Jasiem...ale coś mi się wydaje, że już długo nie będzie sam:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam <3
No Kamil musi się pozbierać w końcu i zacząć nowe życie:))
Usuń:*