wtorek, 30 grudnia 2014

2."Jesteś sterem, białym żołnierzem, nosisz spodnie, więc walcz!"

Dedykacja dla Luśki <3

Biała armia

       
      Po męczącej podróży w końcu dojechali do Engelbergu. Kiedy dotarli do hotelu jak zwykle zaczęło się zamieszanie... Bo to Piotrek nie chciał mieć pokoju z Maciejem, Dawid za wszelką cenę próbował przekonać trenera, żeby mógł dzielić pokój z Mają, a serwismeni zorientowali się, że torba ze smarami i innymi potrzebnymi rzeczami została na lotnisku. Kiedy jednak sytuacja została opanowana, Kamil zostawił Jasia z Jankiem i poszedł do pokoju Mai.

       -Przepraszam, mogę przeszkodzić?- zapytał i lekko uchylił drzwi.

       -Jasne.- odparła dziewczyna.

       -Chciałem z Tobą coś ustalić i wyjaśnić, bo w sumie tak szybko podjąłem decyzję, żeby Cię zabrać, że nawet nie porozmawialiśmy.

       -Słucham. Jest jakiś problem? Coś z trenerem nie tak? Chyba nie był zachwycony, że tu jestem.- westchnęła.

       -Nie, nie, nie przejmuj się Łukaszem, już to przetrawił. Chodzi o to, że planowaliśmy, że będzie tu z nami żona Kruczka i ona się zajmie moim synem i będzie z nim mieszkać w tym pokoju. Jednak Ty zajęłaś jej miejsce i musimy to jakoś rozsądnie ogarnąć. Oczywiście w tej sytuacji, Jaś będzie u mnie i Janka w pokoju. Wiem, że np. jutro będziemy musieli iść na trening wcześnie rano, więc Ty przyjdziesz i się nim zajmiesz. Ponieważ nie wiem co temu Twojemu Michałowi strzel do łba i czy czasem nie zapragnie tu przyjechać, nie będziesz się z małym nigdzie oddalać! W razie jakichkolwiek problemów zadzwonisz od razu do Łukasza. Mam nadzieję, że zabranie Cię tutaj nie było złym pomysłem i nie ściągniesz na nas problemów.- powiedział i wpatrywał się z uśmiechem w nieco zdziwioną dziewczynę.

       -Eee... jasne. Nie ma żadnego problemu, zrobię wszystko co chcesz. Już drugi raz zwaliłam Ci się na głowę, a Ty mi pomogłeś, choć prawie się nie znamy... nie wiem jak mam Ci dziękować...- westchnęła.

        -Nie musisz dziękować, ale staraj się już nie pakować w problemy.- poprosił. -Za pół godziny kolacja, a potem zebranie u trenera, na którym ustalimy wszystkie szczegóły nadchodzących dni. Masz być, to ważne!- dodał- Witamy na pokładzie!- poklepał Maje po plecach i z uśmiechem na twarzy opuścił jej pokój.

***

      -Tato, tato!- krzyczał mały Jaś i śmiejąc się próbował uderzyć Ziobrę poduszką. -Wujek jest śmieśny!- krzyczał.

      -Ty mały zbóju ja Ci zaraz dam! Wujka tak bić!- równie rozbawiony Janek łaskotał małego blondynka.

      -Jasiek, chłopie bo jeszcze wujka uszkodzisz i będzie mógł co najwyżej skoczyć do sklepu bo czekoladę dla Ciebie.- Stoch wziął synka na ręce i podrzucił go pod sufit.

      -No Kamil, dawno nie widziałem tego Twojego łobuziaka. Bardzo do Ciebie podobny, ale oczy ma po Ewie! Idento!- oznajmił Ziobro.

Skoczek postawił chłopa na ziemi i usiadł na krześle. Oczy... ilekroć patrzył w oczy synka, widział Ewę, wracały wszystkie wspomnienia...bolesne i piękne, które nigdy już nie powrócą...

      -Stary przepraszam... nie chciałem...- Janek poklepał przyjaciela po plecach.

      -Nie nie nic się nie stało. Już ok...- westchnął -No to jak tam się bawiliście?

      -Super! Wiesz co? Na następne zawody biorę Wiwienkę i Angelę, a ty weź Jasia i będzie dopiero zabawa.

      -Ha! Ja nie mam nic przeciwko, ale nie wiem czy Łukasz, chciał by mieć tu przedszkole, ale myślę, że Planica jak najbardziej!- odparł Kamil.

      -Jeszcze Justyna na pewno pojedzie i ich dzieciaczki.- zachwycił się Jan.

Zawsze konkursy w Planicy były najbardziej rodzinne. Zawodnicy i trenerzy przyjeżdżali ze sowimi rodzinami; żonami, dziećmi i wspólnie świetnie się bawili.

       -Dobra stary zbierajmy się na tą kolację.- westchnął Ziobro i ruszył w kierunku drzwi.

       -Idź, idź my zaraz przyjdziemy.- odparł Stoch i usiadł na dywanie obok synka. -Jasieńsku... bo wiesz miała się Tobą zajmować ciocia Agatka, ale nie mogła tu przyjechać... i jak tatuś będzie na skoczni, pobawisz się trochę z tą ciocią, która była u nas na noc; z Mają... Dobrze?- zwrócił się do chłopca.

       -Pewnie! Będę Ci kibiciował!- krzyknął mały.

      -No myślę! Ale wiesz... masz być grzeczny i słychać Mai.- dodał.

       -Jaśne!- chłopczyk przytulił się do ojca i po chwili razem udali się na kolację.

***

      Następnego dnia rano odbyły się kwalifikacje. Maciek jako piąty zawodnik klasyfikacji generalnej był pewny udziału w konkursie, pozostali Polacy musieli starać się pozytywnie przejść przez kwalifikacje. Pierwszy z nich na belce usiadł wracający po kolejnej już kontuzji; Jakub Wolny. Niespełna 22 letni zawodni bez błędnie wybił się z progu i po nienagannym locie wylądował na 135 metrze. Niedługo po nim na belce startowej zasiadł dwukrotny mistrz olimpijski i mistrz świata z Val di Fiemme; Kamil Stoch. Kibice, zawodnicy i trenerzy wstrzymali oddech. Za każdym razem kiedy skoczek z Zębu miał skakać wszyscy mieli nadzieję, że to właśnie ten skok, który pomoże mu się odblokować i wrócić do rywalizacji z najlepszymi. Niestety niepowodzeń nie było końca...

"Może tym razem?"- pomyślał Janek i mocno zacisnął kciuki, podobnie jak jego malutki imiennik, który obserwował ojca z gniazda trenerskiego, w którym w trakcie kwalifikacji przebywał razem z Mają.

      Kamil spojrzał w niebo, odepchnął się od belki... błąd na progu... błąd w powietrzu... uratował go perfekcyjny jak zawsze telemark, ale odległością nie powalił; 116 metrów... Machnął ręką, odpiął narty i z niezbyt szczęśliwą miną powędrował do reszty Polaków.

Piotrek, Klemens, Olek i Krzysiek bez żadnych problemów znaleźli się w konkursowej 50, a Stoch niestety zajął pechowe 51 miejsce.

      -Cholera jasna!- zdenerwowany rzucił gogle w kąt.

      -Ej! Tutaj jesteś...wszyscy Cię szukają!- Maja wślizgnęła się do pomieszczenia i podniosła przedmiot z podłogi.

      -Gdzie mały?! Miałaś go przecież pilnować!- krzyknął.

      -Ej spokojnie, to przecież nie koniec świata!- odparła równie zdenerwowana -Jaś bawi się z Prevcem i Piotrkiem, powiedzieli, że się nim zajmą na chwilę. - dodała spokojnie.

       -Aha- westchnął spokojniej - Ale to jest koniec świata! Mój prywatny koniec świata...- samotna łza spłynęła mu po policzku. - Maja... Engelberg to miał być taki przełom...taki zwrot ku dobremu...Kończę...to już nie ma sensu i jestem tego pewien, ten skok to tylko potwierdził.

Maja podeszła do załamanego skoczka i poklepała go po plecach. Tak bardzo było jej go żal, nie mogła patrzeć jak się męczy, jak walczy ze sobą, wiedziała, że nie może pozwolić żeby skończył karierę. Nie teraz!

       -Posłuchaj, to że teraz Ci się nie udało, nie znaczy, że powinieneś kończyć...Kamil, wręcz przeciwnie to jest taki impuls, że masz walczyć, bo masz dla kogo. Adam Małysz skończył karierę będąc na szczycie, a Ty? Naprawdę chcesz się teraz usunąć? Jeszcze tyle przed Tobą...- przytuliła skoczka. Nagle do sali wpadł Kruczek:

        -Kamil! Dzwonię, biegam, krzyczę, woła, a Ty co?! Maja miałaś dać znać jak go znajdziesz!- zdenerwował się - Dobra już nie ważne. Zdyskwalifikowali Schlierenzauera, jesteś w konkursie!- Oznajmił radośnie, nie pozwalając im dojść do głosu. - Potraktuj to jak szansę od losu i dobrze ją wykorzystaj.- dodał i poklepał go po ramieniu.

       -Widzisz! To jest znak, że masz się nie poddawać.- odparła brunetka i wyszła pozostawiając trenera i podopiecznego samych.

***

Po popołudniowym treningu na siłowni  i naradzie z trenerem zmęczeni zawodnicy wrócili do pokoi chcąc jak najszybciej położyć się do łóżek. Kiedy Kamil wszedł do swojego pokoju zastał śpiącego synka i siedzącą obok niego Maje.

     -Ooo jak dobrze, że go położyłaś spać. Nie mam sił się z nim droczyć już dzisiaj...- westchnął i usiadł na łóżku.

     -Idź spać, mieliście dzisiaj bardzo intensywny dzień, musisz odpocząć.- wyszeptała i ruszyła w kierunku drzwi.

      -Poczekaj.- Kamil podszedł do niej i chwycił ją za rękę.- Dziękuję Ci za tą rozmowę... uświadomiłaś mi wiele rzeczy... bardzo ważnych rzeczy. Masz rację muszę walczyć, mam dla kogo!- odparł i pocałował ją w policzek.- Dobranoc.

      -Dobranoc.- powiedziała zdziwiona i wróciła do swojego pokoju, wpadając przy okazji na ledwo przytomnego Ziobrę.

***

      -Kamil! Kamil wstawaj! Kamil no !!!- Janek krzyczał, próbując obudzić kolegę -Kamil!

      -Cooo...co...- mruknął Stoch i otworzył oczy.

      -No nareszcie! Jak by Cię to interesowało, to Twój synek płacze od dłuższego czasu, ma wysoką gorączkę i skarży się na ból brzuszka!- wyjaśnił- A Ciebie nie idzie dobudzić!
Dopiero teraz Kamil zorientował się, że Jasiu płacze. Zrzucił z siebie kołdrę i podbiegł do łóżka, na którym siedziała Maja próbując uspokoić chłopca.

     -Co się dzieje?! Synek dobrze się czujesz? Co Cię boli?- spytał przecierając zaspane oczy.

     -Bziuchh...bardziooo...- załkał chłopczyk.

     -Trzeba zawołać Winiarskiego!

     -Brawo mistrzu! No nie wpadlibyśmy na to...- westchnął Ziobro- Łukasz już po niego poszedł.- wyjaśnił.

      -Łukasz tu był? Czemu mnie wcześniej nie obudziliście!?- oburzył się.

      -Stary myślisz, że nie próbowaliśmy? Mały obudził płaczem pół hotelu. Nawet Kofler tu był i  pytał czy coś mu zrobiłeś, Majka przybiegła tu pierwsza, Łukasz też zajrzał. Masz przyjacielu kamienny sen.- zaśmiał się Janek.

      -Tata!- krzyczał Jaś. -Nie idź nigdzie! Tatuś!

      -Ciii...- Stoch usiadł obok synka. -Jestem tutaj i nigdy Cię nie zostawię...-przytulił chłopca- Dziękuję, że się nim zajęliście.

      -Długo ich nie ma. Może polecę i sprawdzę co się dzieję, przecież z nim jest coraz gorzej!- przestraszona Maja wybiegła z pokoju.

      -Kochanie, zaraz przyjdzie pan doktor i Ci pomoże.

      -Boli!- syknął chłopczyk.

      -Wiem, wiem, ale za raz będzie lepiej. Obiecuję. Bądź dzielny.- Kamilowi trzęsły się ręce. Nie wiedział co doprowadziło Jego dziecko do takiego stanu.

Po chwili do pokoju wpadła zziajana Maja, a za nią Kruczek i Winiarski.

     -Już już zbadamy brzuszek.- szepnął lekarz.

     -I co mu jest?!- Kamil był pełen najgorszych przeczuć.

     -Spokojnie.- powiedział lekarz i przejechał zimną dłonią po brzuszku chłopca - Tu Cię boli?- spytał.

      -Nie.

      -A tutaj?

      -Tiakkkkkkk!- krzyknął malec i odepchnął rękę lekarza.

      -Dobrze, dobrze już koniec, już nie będę dotykał.- uśmiechnął się do Jasia i podszedł do jego ojca - Jestem ortopedą, ale jak na moje oko to klasyczne objawy wyrostka, ostrego wyrostka. Musimy jechać do szpitala, natychmiast!- ogłosił.
Do Stocha teraz dotarła powaga sytuacji. Bał się... słowo "wyrostek" przywołało nieprzyjemne wspomnienia z dzieciństwa. Jego siostra Natalia miała operację usunięcia wyrostka robaczkowego, którą mało nie przepłaciła życiem. Wiedział, że to niby taki błahy, prosty zabieg, ale jak wszystko niósł za sobą ryzyko.

       -Dobra, idę do Kacpra po kluczyki od busa, tak będzie najszybciej. Odwiozę was.- stwierdził Łukasz.

       -Na wszelki wypadek pojadę z wami.- dodał Winiarki i razem ze szkoleniowcem biało- czerwonych zniknął za drzwiami.

       -Kamil, też z wami pojadę i tak nie zasnę. Będę się martwić. - powiedziała Maja.

       -Nie wiem czy to najlepszy pomysł.- Stoch pokręcił głową szukając swoich spodni.

      -Ale ja wiem. Za chwilkę będę gotowa.- dodała i wyszła z pokoju.

Kamil w pośpiechu ubrał Jaśkową koszulkę, zarzucił na ramiona kurtkę, ubrał synka i wybiegł z nim na rekach do kadrowego busa. Po kilkudziesięciu minutach wszyscy byli już w najbliższym szpitalu. Łukasz dogadał się po niemiecku z jakąś pielęgniarka i po kilku minutach Kamil z Jasiem znaleźli się w gabinecie jakiegoś wąsatego lekarza.

      -Tatusiuu!- krzyczał chłopczyk. Blady Stoch chwycił go za rączkę.

      -Ciii, nie płacz. Tatuś tu jest.-szepnął- Panie doktorze, i co?- zapytał przerażony.

      -Musimy zrobić jeszcze kilka badań, niech pan zaczeka na korytarzu. - powiedział i wskazał ręką drzwi.

     -Nigdzie nie pójdę! Nie zostawię syna!- zdenerwował się.

     -Niech pan nie utrudnia.- lekarz był nie ugięty i nie zważając na protesty chłopca wyrzucił jego ojca z sali.

Załamany i przerażony Stoch stanął na środku korytarza, już kiedyś słyszał ten sam tekst i został wyproszony z sali i wtedy po raz ostatni widział swoja żonę. Nie chciał opuszczać synka, a płacz, który z minuty na minute stawał się coraz bardziej intensywny sprawiał, że on sam miał ochotę się rozpłakać. Maja niepewnie podeszła do bruneta.

      -Kamil... na pewno będzie dobrze...- szepnęła.

      -Maja... on jest taki mały... nie rozumiem, przecież wieczorem wszystko było dobrze, zjadł kolację, na nic się nie skarżył...- westchnął.- Mój maluszek...

     -Spokojnie. - chwyciła Go za rękę. Nagle otworzyły się drzwi i podszedł do nich wąsaty doktor, a zaraz za nim przybiegł Winiarski.

      -Niestety nie obejdzie się bez operacji.- wyjaśnił- To ostre zapalenie wyrostka robaczkowego, nie ma na co czekać. Musi Pan podpisać zgodę na zabieg.

      -Tak, oczywiście...- odparł i złożył podpis we wskazanym miejscu. -Niech mi pan obieca, że mojemu dziecku nic nie będzie! Niech pan obieca!- krzyknął.

       -Przykro mi, nie mogę.- odpowiedział i udał się w kierunku gabinetu.

       -Kamil, Kamil, tylko spokojnie. Wiesz, że to jest bardzo częsta przypadłość i większość pacjentów wychodzi z tego, bez szwanku.- uspakajał Winiarski. 

       -On jest taki malutki... Boże nie zabieraj mi go...- Kamil widział przed oczami najczarniejszy scenariusz.

        -Kamil co ty wygadujesz?! Na Boga, przecież mu nic nie będzie, rozumiesz?- Kruczek wkroczył do akcji. Pielęgniarki wywiozły małego z sali i ruszyły w kierunku bloków operacyjnych. Stoch pobiegł za nimi.

       -Syneczku jak się czujesz? Tatuś jest z tobą, teraz zaśniesz, pan doktor Ci pomoże, a jak się obudzisz ja tu będę. Nic się nie bój.- szepnął i pocałował synka w czoło.

      -Tatusiu...- załkał chłopczyk.

      -Nie może pan dalej iść... przepraszam.- powiedziała pielęgniarka i zniknęła za drzwiami.

Załamany Kamil wrócił do przyjaciół, którzy niepokojem przyglądali się mu z dalsza.

      -Nie wiadomo ile to potrwa... jedźcie do hotelu, zadzwonię.- powiedział 

      -Kamil, może ktoś z Tobą zostanie?- zaproponował Łukasz - Wiem, że to ciężka sytuacja.

      -Nie nie ma takiej potrzeby. Musicie się wyspać, odpocząć, dzisiaj tyle się działo.- opowiedział. Towarzysze niechętnie opuścili zdenerwowanego skoczka, zapewniając, że jeden telefon wystarczy, a wrócą.

Kamil usiadł na ławce pod salą operacyjną i schował twarz w dłoniach. Tak bardzo się bał, Jaś był jego oczkiem w głowie, jedynym sensem życia, impulsem, który pozwolił mu jakoś w miarę się pozbierać po stracie Ewy. Nagle poczuł czyjąś dłoń na swoim ramieniu, niechętnie podniósł głowę.

      -Maja?- zapytał zdziwiony- Jak dobrze, że wróciłaś... proszę zostań ze mną uspokajasz mnie.- szepnął i przytulił dziewczynę. 

***
No to mamy kolejny rozdział. Czekam na wasze opinie :))

I Kamil wrócił w świetnym stylu, to jest mistrz!:)

 

sobota, 20 grudnia 2014

1. "Czego może chcieć od życia taki gość jak ja... Ludzi których sam ciągle w sercu ma..."

        Wypijmy za błędy


      Kiedy Maja wstała i zeszła na dół Kamil robił śniadanie, a mały Jaś oglądał jakieś bajki w telewizji.
      
        -O Śpiąca Królewna wstała. Najwyższa pora.- uśmiechnął się.
        
        -Przepraszam, za to zamieszanie i za tą scenę w nocy... nie pospałeś przeze mnie...- odparła.
        
         -Nic się nie przejmuj, dobrze tylko, że Jasiu się nie obudził bo potem byśmy mieli z nim problem do rana.- uśmiechnął się.
        
         -Ja tylko się ogarną i zmykam. Najwyższa pora.

         -O nie nie. Ja Cię nigdzie nie puszczę bez śniadania, po za tym musisz poznać pana Jana.- zaśmiał się- Zapraszam do stołu. 

Weszli razem do dużego pokoju, w którym bawił się mały chłopczyk. 
     
          -Jasiu to jest ciocia Maja. Spała dzisiaj u nas.- wyjaśnił mężczyzna. Chłopczyk podszedł do ojca i spojrzał na niego ze zdziwieniem.

         -Miło mi.- powiedziała dziewczyna i podała mu rękę.

         -Pobawisz się ze mną?- zapytał.

         -Jasiu, Maja musi zjeść śniadanie.- wyjaśnił Stoch i poprosił trzylatka, żeby wrócił do oglądania bajki

Usiedli przy bogato zastawionym stole. Ona....przybłęda, skrzywdzona przez los, nieszczęśliwa i On... samotny ojciec, wdowiec, mistrz olimpijski...

         -Jeszcze raz Ci bardzo dziękuję, za ratunek, za przenocowanie, za pyszne śniadanie, za wszytko. Ale już się zbieram.- powiedziała i ruszyła w kierunku przedpokoju.

         -Zaczekaj. Gdzie pójdziesz?

         -Pojadę do domu, zabiorę rzeczy, a potem może uda mi się pojechać do Krakowa, do kuzynki.

         -Musisz pojechać na policję i to wszytko zgłosić!

         -Nie... przemyślałam to i doszłam do wniosku, że nie mogę tego zrobić. To jednak mój brat.- powiedziała.

         -Ale...- zaczął zdziwiony Stoch.

         -Posłuchaj, dziękuję Ci, że mi wczoraj pomogłeś, że mnie przenocowałeś, ale nie wtrącaj się. Wiem co robią! Rozumiesz? Daj mi spokój.- odparła, założyła kurtkę i wyszła pozostawiając oszołomionego skoczka.

***

         Minęły dwa tygodnie. Kamil nie miał, żadnych wiadomości od Mai, jednak nadal nie mógł przestać o niej myśleć.

         Nadszedł dzień wyjazdu na ostatnie przed świętami zawody w Engelbergu, Stoch zawsze zabierał tam ze sobą Jasia. Ta atmosfera Bożego Narodzenia, magia tego konkursu... nie wyobrażał sobie by zabrakło tam trzylatka.
Problemem był jedynie fakt, że ani Jego rodzice, ani siostra nie mogli mu tym razem towarzyszyć i pomóc w opiece nad synkiem. Po długich rozmowach z Kruczkiem doszli do wniosku, że żona trenera pojedzie z nimi.

        -Synku, pakuj te zabawki, które zabierasz bo trzeba się zbierać. Zaraz wujek Maciek z wujkiem Rafałem po nas przyjadą.- oznajmił mistrz i zniósł wszystkie torby do przedpokoju. Po chwili mały Jasiu zaczął taszczyć po schodach napakowany do granic możliwości plecak.

       -Jasiek, co to jest? Przecież wracamy za trzy dni, nie musisz zabierać wszystkiego.- powiedział spokojnie.

       -Tatusiu, aje ja musie to ziabrać, to siame potsiebne zieci.- odparł chłopczyk i tupnął nogą.

       -Kochanie, ale na prawdę nie możemy tego wszystkiego ze sobą zabrać.- skoczek pokręcił przecząco głową kucając obok synka.

       -Tatuś popatś, ile ty zieci bieziesz... to nie spjawiedliwe!- upierał się chłopczyk. Kamil głęboko westchnął. Chociaż chłopiec miał dopiero trzy lata, był wyjątkowo sprytny i dociekliwy jak na swój wiek.

       -Chłopie, wiesz, że ja potrzebuje nart, butów, kombinezonu, rękawic, kasku i innych rzeczy. To jest moja praca. Chyba nie chciałbyś żeby tatuś skakał ze skoczni bez nart, albo bez kasku, co?- chłopiec zaśmiał się i przytulił do ojca.

       -Aje ja to biorę i konieć!- uparł się malec. -Musie to ziabrać!- krzyknął.

       -Janek proszę Cię. Zaraz po nas przyjadą. Chodź, przejrzymy to, zobaczymy co tam masz i wybierzemy najfajniejsze rzeczy. Dobra?- zaproponował.
Chłopiec jeszcze trochę protestował, ale w końcu dał się przekonać, do zabrania mniejszej liczby zabawek.

Kilkanaście minut później byli już w drodze na Krakowskie lotnisko. Wyjazd zapowiadał się ciekawie. Polacy byli w niezbyt dobrej formie. Kamil ciągle gdzieś błądził. Wszyscy mieli nadzieję, że to właśnie w Engelbergu Stoch pokaże na co go stać i zmobilizuje kolegów do dobrych wyników tak jak w ostatnim olimpijskim sezonie. Ta zniżka formy trwała już stanowczo za długo. Ewy nie było już trzy lata, a On nadal nie mógł sobie z tym poradzić i mimo najszczerszych chęci Jego wyniki sportowe były dalekie od tego co prezentował przed tą tragedią.

       -Wujek, a pójdzieś ze mną na sianki w Egielbielgu?- zapytał chłopczyk.

       -No pewno! Co by to były za zawody bez zabawy z moim ulubionym chrześniakiem!- odparł wesoło Maciek.

       -Synku tylko wiesz, jak wujek znowu wygra konkurs, a ja nie przebrnę przez kwalifikacje to będziesz musiał zadowolić się sankami w moim towarzystwie.- powiedział Stoch. - Wujek nie będzie miał czasu.- dodał

       -Kamil na litość boską! Łukasz ma rację, nie ma się co dziwić, że nie możesz nic osiagnąć. Z takim podejściem, to daleko nie zajdziesz. Jesteś podwójnym mistrzem olimpijskim! Rozumiesz, jesteś mistrzem, proszę Cię pomyśl o Jaśku i wróć. Kamil...- powiedział Rafał i pokręcił głową.

       -Myśli pan, że ja nie chcę. Bardzo chcę, ilekroć patrzę na medale z Soczi, na Kryształową Kulę, marzę o tym, alby ponownie czegoś takiego dokonać, ale zdobyłem to dzięki Ewie... i dla Niej. Ona mnie wspierała i we wszystkim mi pomagała. Niech pan to zrozumie, teraz to wszytko nie ma już sensu. Chciałem wrócić po tej rocznej przerwie i wróciłem. Próbowałem nie wyszło, więc zacząłem próbować w nowym sezonie i dalej nie wychodzi więc chyba najwyższa pora, żeby to zakończyć. Nie ma wyników, nie ma postępów... najlepiej będzie odstąpić miejsce w kadrze komuś młodemu i się usunąć.- westchnął Kamil.

Rafał gwałtownie zahamował i spojrzał na byłego lidera kadry.

      -Kamil czy Ty do reszty zwariowałeś?! Synu trzymaj mnie bo nie wytrzymam!!!- zwrócił się do Macieja.- Chłopie masz 30 lat, po raz kolejny powtarzam, że jesteś mistrzem olimpijskim, mistrzem świata, zdobywca Pucharu Świata, liderem Polaków, ulubieńcem kibiców! Wiem, że to nie jest proste, ale Ewy nie ma. Nic jej nie wróci życia! Kamil świat się kręci dalej, minęły trzy lata! Aż trzy lata, weź się w garść, dla siebie, dla Jasia, dla nas, dla kibiców... Wiesz ile ludzi w Ciebie wierzy... Kamil...- powiedział.

      -Tato błagam daj spokój, to nie jest czas ani miejsce. Spieszymy się na samolot, Kamil jest zdenerwowany, po za tym Jaś... zlituj się.- poprosił Maciek i podał chłopcu zabawkę.

      -Maciek nie wtrącaj się!- odpowiedział Rafał - Kamil, nie myśl, że pozwolę Ci to tak zmarnować! Adam odszedł, kiedy był na szczycie, a Ty?!

      -Podjąłem już decyzję i nic panu do tego!

      -Tato, ja poprowadzę, tak będzie lepiej. I daj już spokój.- Maciek zamienił się z ojcem miejscem i ruszyli w dalszą drogę.

***

     Dwie godziny później byli już na miejscy. Kamil bez słowa, zabrał swoje rzeczy i razem z Jasiem udał się na miejsce zbiórki. Nie był pewny czy decyzja o zakończeniu kariery jest właściwa, ale coraz częściej o tym myślał i nie miał już sił walczyć i próbować sprostować oczekiwaniom kibiców.

       -Kamil! Kamil!- Maciej dogonił kolegę. -Przepraszam Cię za ojca... wiesz jaki on jest...

       -Maciek, daj spokój...- westchnął Stoch.

       -Ale nie kończysz kariery prawda?- zapytał szatyn,

       -Kończę...- odparł i ruszył za synkiem, który właśnie uwiesił się na szyi Łukasza.

       -Janek, mówiłem żebyś mi nie uciekał. Widzisz ile tu jest ludzi, jeszcze brakuje, żebyś się gdzieś zgubił.- Stoch skarcił synka i przywitał się ze wszystkimi.

       -Piotrek, Dawid zajmijcie się małym przez chwilkę, tylko błagam bez idiotyzmów, muszę porozmawiać z Kamilem.- powiedział trener i udał się ze Stochem na bok.
-Mamy problem...i to spory...Ania jest chora i Agata musiała zostać w domu.- wyjaśnił.

      -Ale... co teraz będzie z Jasiem?- spytał skoczek.

      -No właśnie... Mamy trzy opcje, albo szybko kogoś znajdziemy na zastępstwo, już się dowiadywałem i było to trudne, ale zgodzili się przebukować bilet w ostatniej chwili, albo jak będziecie skakał będę go miał ze sobą w gnieździe, albo zostawisz go tu z rodzicami, czy chociażby Justyną. Piotrek z nią rozmawiał i nie było by problemu.- wyjaśnił szkoleniowiec.

Stoch westchnął głęboko i spojrzał na synka, który właśnie gonił Żyłę biegającego między ludźmi, przemieszczającymi się po hali lotniska.

        -Na pewno go nie zostawię. Engelberg to świętość, jak Val di Fiemme, Zakopane i Planica. Jedzie i koniec, obiecałem mu!- odpowiedział.- Ale nie wiem kogo mógłbym zabrać... daj mi chwilę podzwonię, może kogoś znajdę.- dodał i odszedł z telefonem w ręku w kierunku ławek.

Nie miał pojęcia, kto może mu teraz pomóc. Jasne było, że Jasiu jedzie z nimi, ale wiedział, że gniazdo trenerskie to nie jest odpowiednie miejsce dla trzy latka, a nawet jeżeli, któryś nie dostał by się do konkursu to miał by inne ważne zajęcie i nie miał by czasu zajmować się malcem. Już miał wybierać numer do bratowej Ewy, kiedy usłyszał krzyk... a właściwie usłyszał, jak ktoś woła Jego imię. Po chwili podbiegła do niego przerażona Maja.

      -Kamil, Kamil przepraszam...Kamil On znowu... miałeś racje... Kamil...- dziewczyna zalała się łzami i przytulił się do zdziwionego skoczka.

      -Ej zaraz o co chodzi? Kamil czy my o czymś nie wiemy?- spytał Piotrek

      -Wiewiór nie teraz. Łukasz zajmijcie się małym na chwilkę, muszę z Nią porozmawiać.- oznajmił i oddalił się z dziewczyną, zostawiając oniemiałych kolegów.
-Maja co się stało? Co tu robisz, czemu płaczesz, jak mnie znalazłaś?- spytał

      -Michał mnie znowu... dopadł mnie...Kamil on mi nigdy nie da spokoju...-kolejna porcja łez zalała jej policzki -Nie mam nikogo... nikogo... przeczytałam w jakiejś gazecie, że dzisiaj wylatujecie z Krakowa i nie miałam wyjścia... musiałam tu jakoś dotrzeć... uciec mu...- łkała - Kamil przepraszam... uciekłam, nakrzyczałam na Ciebie... masz rację, powinnam iść na policję...

Stoch przytulił dziewczynę, starając się ją uspokoić. Nie znał jej. Przecież przez czysty przypadek i Jego dobre serce się spotkali. Tak na prawdę wcale nie musiał jej pomagać, mógł przejść obok, albo pogonić napastnika i ją zostawić, ale zabrał ją do domu, pozwolił przenocować, pocieszał, rozmawiał... wiedział, że teraz też nie może zostawić jej bez pomocy.
Miała coś takiego w sobie, że nie miał serca tak po prostu odejść.

       -Nie bój się go. Pójdziemy na policję, ale teraz muszę już lecieć. Samolot na mnie nie poczeka...-odparł.

       -Nie zostawiaj mnie, proszę... nie mam co ze sobą zrobić...nie zostawiaj...- szepnęła.

       -Hej spokojnie... jak bym teraz pojechał i Cię tutaj zostawił samą to pewno spadłbym z progu bo bym się martwił, czy on coś Ci nie zrobił. Poczekaj tu chwilę, postaram się coś załatwić.- obiecał i podszedł do szkoleniowca.

      -Kamil o co tu chodzi? Kto to jest? Znasz ją?- spytał Kruczek.

      -Tak, to jest opiekunka Jasia, leci z nami na miejsce Twojej żony.- oznajmił skoczek.

      -Kamil... jaka opiekunka? Pierwszy raz widzę ją na oczy? Skąd ją wziąłeś? I czemu ona płacze?- Łukasz był pełen najgorszych przeczuć.

      -Pamiętasz jak miałem jechać na spotkanie z Tobą i w ostatnim momencie to odwołałem?-szkoleniowiec kiwnął twierdząco głową- To właśnie przez nią. Jej brat ją bił, pogoniłem go i zabrałem ją do domu.- wyjaśnił.

     -Czy ty zwariowałeś?! Chcesz zabrać ze sobą dziewczynę, której prawie nie znasz i którą chce wykończyć jakiś niebezpieczny narwaniec?- Łukasz nie krył niezadowolenia. - A jeżeli to jakaś złodziejka, albo Bóg wie kto, albo jak On pojedzie za nami... Kamil, wiesz w jakiej sytuacji jesteśmy...nie potrzebujemy dodatkowego skandalu. W tym sezonie Maciek był tylko raz na podium, tak to wam nie idzie. Prezes ciągle mnie pyta ile to jeszcze potrwa, kibice mają dość... jeżeli Engelberg nie będzie przełomem to mogę pakować walizki, rozumiesz... -Kruczek westchnął.

     -Nie mogą Cię wyrzucić... Łukasz przecież jesteś ojcem naszych sukcesów, moich medali... wszystkiego, gdyby nie Ty, nie było by tego...

     -Zrozum, że od trzech lat nic się nie dzieje, stoimy w miejscy. Prezes powiedział, że rozważa zatrudnienie Pointnera. Jest bezrobotny, a Austria zaszła na wyżyny za jego czasów... Jak nic się nie zmieni, nie będzie wyjścia.

Kamil spojrzał na trenera, nie mógł mu obiecać, że teraz już wszytko pójdzie dobrze i zacznie wygrywać, nie miał na to siły...

      -Łukasz, weźmy Majkę. Porozmawiam z nią, będziemy podtrzymywać, że to opiekunka małego. Nikt nie musi znać prawdy. Nie będzie zamieszania, ani skandalu. Proszę. - szepnął.

      -Dobrze, skoro to dla Ciebie takie ważne. Idź po nią, bierz małego i rzeczy i zbieramy się, bo jeszcze brakuje tego, żeby nam samolot uciekł.- westchnął, pokręcił głową ze zrezygnowaniem i udał się w kierunku kas.

***

I mamy jedynkę. Przepraszam za wszystkie błędy. 

Puki co nasza kadra nie zachwyca, ale mam nadzieję, że to się szybko zmieni:) Trzymamy kciuki za Chłopaków i za Kamila, niech szybko wraca! :))

Pozdrawiam:)

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Prorog

      -Kamil zaczęło się!- krzyknęła Ewa

Skoczek zerwał się na równe nogi i podbiegł do trzymającej się za brzuch żony. Czekali na ten dzień 9 miesięcy, ale teraz kiedy ten dzień w końcu nastał, skoczek spanikował.
      
     -Już kochanie, czekaj gdzie ja mam kluczyki... Matko jedyna...- nerwowo zaczął przeszukiwać kieszenie kurtek.
     
      -Kamil kochanie ja rodzę! Zadzwoń z łaski swojej po taksówkę! W takim stanie nie pozwolę Ci i tak prowadzić! Chcesz nas pozabijać!?- krzyknęła i zaczęła głęboko oddychać. - Pospiesz się kretynie, wody mi odchodzą!

Czterdzieści minut później młodzi byli już w szpitalu. Lekarz zabrał Ewę na badania, a Kamil nie opuszczał jej na krok.
     
      -Siostro proszę wezwać doktora Pawliczyńskeigo, szybko!- krzyknął lekarz i podłączył blondynkę do jakiegoś dziwnego urządzenia. - Niestety nie może pan być obecny przy porodzie.- zwrócił się do Stocha. - Proszę wyjść!
       
       -Ale jak to?! Doktorze to jest moja żona, ja muszę z nią być! Co się dzieje?!
       
       -Niech pan opuści to pomieszczenie!
       
       -Ale...
       
    -Panie Kamilu, proszę nie utrudniać i zaczekać na korytarzu, lekarz potem panu wszystko wyjaśni.- wyjaśniła pielęgniarka i wyprowadziła zszokowanego mężczyzną na zewnątrz. Bronił się, chciał tam zostać, słyszał krzyk Ewy, tak bardzo chciał być z nią i pomóc jej, tak bardzo chciał żeby wszystko było dobrze. Chwycił pielęgniarkę za rękę:
      
       -Niech mi pani powie o co chodzi? Jakieś komplikacje? Coś z dzieckiem?! - zapytał.
       
       -Nie wiem, na prawdę nie mogę panu teraz nic powiedzieć, ale obiecuję, że lekarz panu wszystko wyjaśni. Proszę się nie martwić.- szepnęła i zniknęła za drzwiami sali zostawiając zaszokowanego i przerażonego mężczyzną na korytarzu.
Po kilku minutach drzwi otworzyły się i pielęgniarki wywiozły zwijającą się z bólu Ewę na szpitalnym łóżku. Kamil zerwał się na równe nogi, podbiegł do żony i złapał ją za rękę.
         
        -Szybko trójka jest wolna, nie mamy czasu!- krzyknął lekarz popędzając pielęgniarki.
        
       -Ewa, Ewa! Jestem przy Tobie! Słyszysz, wszystko będzie dobrze!- powiedział.
        
        -Kamillll...- szepnęła...- Kamil będziesz wspaniałym ojcem...- dodała słabym głosem.
        
      -Niech się pan odsunie, musimy jechać na sale operacyjną, anestezjolog już czeka, nie obejdzie się bez cesarki.- wyjaśnił lekarz.
Minuty ciągnęły mu się w nieskończoność. Kiedy Ewa zniknęła za szklanymi drzwiami, fundamenty jego idealnego świata niebezpiecznie zadrżały. Nie wiedział co się dzieje. Nie wiedział, dlaczego musieli jej zrobić cesarkę. Bał się, cholernie się bał.

Po 40 minutach na korytarzu pojawił się lekarz.
       
     -Panie Kamilu... ma pan zdrowego syna!- ogłosił - Trzy sześćset, pięćdziesiąt dziewięć centymetrów, dziesięć punktów Apgara.- powiedział.
      
          -Mam syna...- powtórzył - Mam syna... ale... ale co z moją żoną? Jak ona się czuje?- zapytał.
       
         -Niestety nie mam dla pana dobrych wiadomości... zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy, ale niestety... taka była decyzja pani Ewy.
       
      -Co...Co pan do mnie mówi? Jaka decyzja?! Co zrobiliście?- krzyknął - Niech pan tego nie mówi... to nie prawda...to nie może być prawda...- powtarzał.
       
         -Wiem, że to dla pana ciężkie, ale niestety... pana żona dostało silnego krwotoku, po tym jak pan wyszedł, po badaniach wiedzieliśmy, że jest mała szansa, żeby uratować ich obu... pani Ewa bez zastanowienia powiedziała, że mamy ratować dziecko... przykro mi...- wyjaśnił i odszedł.
Kamil zsunął się po ścianie, a jego oczy zaszły mgłą. To nie mogła być prawda...
Wybiegł ze szpitala...nie myśląc w ogóle o tym, że czeka tam na niego pewna mała istotką, którą musiał się zająć.

3 lata później:


      -Tatusiu wybudujemy coś z klocków?- spytał mały chłopczyk o pięknych zielonych oczach, które odziedziczył po matce. Ilekroć Kamil na niego patrzył, widział Ewę... zakochała się w jej oczach wtedy w Planicy, a nawet jeszcze wcześniej- w szkole i teraz mały Jaś miał w sobie tą jej część.

      
    -Synku, bardzo bym chciał, ale muszę iść do wujka Łukasza, musimy omówić bardzo ważną sprawę.- wyjaśnił i przytulił malca.
     
        -A jak wrócisz to poukładamy?- spytał
      
        -Oczywiście! Ułożymy taką wielką skocznie, z jakiej tatuś będzie skakał w przyszłym tygodni!- obiecał. - A na razie, pobawisz się z wujkiem Maćkiem.
Tak bardzo nie lubił zostawiać Jasia nawet na chwile, a co dopiero jak musiał wyjechać na jakieś zawody. Pocałował syna w czoło, wziął kluczyki, narzucił na siebie kurtkę i wyszedł.  Był mroźny wieczór. Powinien siedzieć z synkiem w domu, przy kominku, a nie jeździć po Zakopanem, ale trener był nieugięty i tak już mu bardzo poszedł na rękę.
Jadąc do domu Kruczka, zahaczył jeszcze o stację benzynową. Zatankował do pełna i wtedy to usłyszał...
Krzyk, jakaś kobieta wołała o pomoc, a jakiś mężczyzna na nią krzyczał. Stoch nie wiele myśląc pobiegł w kierunku, z którego dobiegały te głosy.
       
      -Ty szmato!- krzyknął napastnik i popchnął ją tak, że upadła uderzając głową o drzewo. -Pożałujesz!
       
    -Zostaw mnie... błagam zostaw...- łkała, a mężczyzna kolejnym ciosem uniemożliwił jej jakikolwiek ruch. Kamil podbiegł do nich i popchnął go.
        
        -Koleś nie wtrącaj się! To sprawa tylko i wyłącznie między mną i tą ździrą!- krzykną tamten i chciał uderzyć skoczka, jednak on był szybszy i jednym zwinnym ruchem przycisnął go do ściany.
       
      -Nie pozwolę, żeby ktoś w mojej obecności bił i obrażał kobiety!- powiedział i mocniej przycisnął rękę napastnika, tak że tamten syknął z bólu. - Albo stąd szybko odejdziesz, albo wzywam policje!- zagroził.
       
         -Dobra puszczaj!- krzyknął i wyswobodził się z uścisku skoczka. - Ale Majka nie myśl, że ja to tak zostawię! Jeszcze się policzymy! - obiecał i odszedł w tylko sobie znanym kierunku.
Kamil podszedł do płaczącej dziewczyny i pomógł jej wstać:
      
        -Wszystko w porządku? Zrobił Ci coś?- zapytał troskliwie.
       
         -Nic mi nie jest...- załkała- Dziękuję Panu... gdyby nie Pan...- ponownie zalała się łzami.
       
      -Ciii nie płacz już.- pogładził ją po policzku.- Chodź zawiozę Cię na pogotowie, powinni Cię obejrzeć.
Dziewczyna bez słowa podążyła za swoim wybawca do samochodu. Po chwili byli już w szpitalu. Kamil zaczekał na korytarzu, wysłał Łukaszowi, krótką wiadomość, że się nie pojawi, a przestraszona brunetka zniknęła za drzwiami Gabinetu Zabiegowego, gdzie zszyto jej łuk brwiowy i sprawdzono, czy wszytko z nią w porządku.
Po kilkunastu minutach Maja opuściła pomieszczenia.
       
        -Co Pan tu robi? Nie musiał Pan czekać.- spytała zdziwiona.
       
    -Ale chciałem, nie mogłem Cię tak zostawić, nawet nie wiem ,czy masz gdzie nocować.- powiedział i lekko się uśmiechnął. Dziewczyna w momencie posmutniała. -Ahhh czyli zgadłem... nie masz gdzie...
Kiwnęła głową potwierdzając i obróciła się na pięcie.
       
         -Spokojnie. Coś na to poradzimy. Chodź!- zachęcił i zaprowadził ją do samochodu.
       
       -Powiesz mi kto to był i o co poszło?- zapytał przerywając niezręczną ciszę, która panowała od momentu ich wyjścia ze szpitala.
      
       -Michał... mój brat przyrodni, ale nie chcą o tym rozmawiać... Jeszcze raz dziękuję, że Pan mi pomógł...
       
         -Żaden Pan! Kamil jestem.- powiedział
        
         -Maja...- odpowiedziała cicho.

Po chwili podjechali pod duży, góralski dom.
       
         -Gdzie jesteśmy?- zapytała.
        
         -Pod moim domem. Zostaniesz tu na razie, a potem się zobaczy.- oświadczył.
      
          -Ale... Pa... Twoja rodzina... nie nie mogę tak was wykorzystywać, pójdę gdzieś...- szepnęła.
        
      -W domu jest tylko mój trzy letni synek; Jaś i na pewno mu nie będzie przeszkadzać jak zostaniesz, nigdzie Cię nie puszczę. Jest noc, mróz, śnieg, już dosyć dzisiaj przeszłaś.- powiedział- Zapraszam.
        
          -A mama Jasia nie będzie miała nic przeciwko?- spytała niepewnie.
       
           -Mama Jasia... Ewa... nie żyje...- powiedział krótko i wysiadł z samochodu.

Po chwili znaleźli się w ładnie przystrojonym salonie, w którym Maciej Kot siedział przed kominkiem i czytał gazetę.
       
       -No stary. Co tak długo, mały na Ciebie czekał, chciał coś z klocków układać.- powiedział i stanął jak wryty widząc, piękną i zapłakaną towarzyszkę przyjaciela.- Eee może ja już pójdę.
       
        -Tak Maciek, dziękuję, że zostałeś z małym, do zobaczenia.- powiedział Stoch i zaprosił Maje do salonu. -Rozgość się, zaraz zrobię jakąś herbatkę i coś do picia.- powiedział i udał się do kuchni.
Dziewczyna podeszła do kominka, w którym wesoło tańczyły płomienie ognia. Na półce obok niego zauważyła kilka ramek ze zdjęciami, był na nich mały chłopiec o pięknych zielonych oczkach, jakieś starsze małżeństwo, grupa skoczków narciarskich na jakiś zawodach, Kamil z Kryształową Kulą... ostatnie zdjęcie przedstawiało parę młodą... Kamila i piękną blondynkę. Wyglądali na szczęśliwych zakochanych... takie nieszczęście przerwało tą sielankę.

Kamil wrócił do salonu z talerzem pełnym kanapek.
      
        -Proszę, częstuj się.- powiedział i usiadł obok niej - Powiedz mi coś o sobie.- poprosił.
       
      -Nie chcę o sobie mówić.- szepnęła -W ogóle co ja tu robię? Nie znam Cię, Ty mnie też... nie boisz się mnie tu trzymać?- zapytała
       
      -A czego mam się bać, że mnie pobijesz jak ten twój gach, albo że mi gardło poderżniesz w nocy?- zaśmiał się, wywołując uśmiech na jej twarzy.
       
      -Bardzo Ci dziękuję... Michał... Michał oskarża mnie, że nastawiłam ojca przeciw niemu i przez to nie dostał spadku... nie daje mi żyć...- pojedyncza łza spłynęła jej po policzku.
      
        -To nie pierwszy raz jak Cię pobił?- spytał
       
        -To pierwszy raz jak nie zdążył mi nic poważnego zrobić... nie rozmawiajmy o tym proszę...
       
       -Dobrze, chodź pokaże Ci Twój pokój, jest już późno.- zaproponował i razem wyszli na piętro. Zaprowadził ją do małego pokoju, który znajdował się obok pokoiku Jasia. Był on kiedyś pracownią Ewy. Obrabiała tam swoje zdjęcia, miała wszystkie dokumenty dotyczące Even-ementów i inne potrzebne rzeczy. Albumy dalej tam leżały. Nie wchodził tam. Za wiele wspomnień- bolesnych wspomnień wywoływało u niego to pomieszczenie. - Proszę, możesz tu przenocować, mam nadzieję, że będzie Ci wygodnie. Jak byś czegoś potrzebowała jestem na przeciwko.- powiedział i wyszedł zostawiając Maję samą.


***

       Spał głęboko... śniła mu się Ewa i mały Jaś. Byli razem na jakiejś łące, Ona się śmiała, robiła zdjęcia, On leżał z synkiem na trawie i przyglądał się żonie... to było tak realistyczne...nagle usłyszał krzyk... przeraźliwy krzyk.
Zerwał się na równe nogi i wybiegł na korytarz. Krzyk dochodził z pokoju Mai. Szybko wbiegł do środka:
       
        -Haj spokojnie! Co się stało?- zapytał i podszedł do siedzącej na łóżku płaczącej dziewczyny.
       
        -On...on..on..- łkała.
       
        -Śnił Ci się on?- spokojnie zadał pytanie.
       
        -Tak...nie... on tu był... słyszałam go... on mnie nigdy nie zostawi...
       
         -Ciii to był tylko sen, zły sen.- przytulił ją -Nie płacz, tu nic Ci nie grozi.- dodał szeptem.
Dziewczyna drżała, a łzy spływały po jej policzkach. Nie mogła się uspokoić.
        
         -Proszę nie zostawiaj mnie...- szepnęła.
Kamil popatrzył na nią zdziwiony "W co się wplątałeś kretynie"-pomyślał, jednak szybko odgonił od siebie te myśli. Maja była taka młoda, taka piękna, taka przestraszona i taka bezbronna. Nie mógł jej tak zostawić.
        
      -Spokojnie, nigdzie się nie wybieram... nie myśl o nim... chodź, pogadamy.- zaproponował i podał jej dłoń. Zeszli do salony. Kamil podał Mai koc, a sam usiadł obok kominka, w którym nadal wesoło tańczyły płomyki. -Już lepiej?- zapytał
       
         -Ja... ja bardzo przepraszam...nie wiem co to było...- mówiła przez łzy.
       
         -Nic się nie stało, rozumiem... też tak miałem...- westchnął.
       
        -Co miałeś?- spytała zdziwiona.
       
     -Budziłem się w nocy z krzykiem... jak Ewa odeszła... to się stało tak nagle...- przerwał i pojedyncza łza spłynęła po jego policzku. -Zostałem sam z małym dzieckiem...u szczytu kariery...
        
       -Kamil...- szepnęła i położyła mu dłoń na ramieniu. -Ja mam wrażenie, że Michał ciągle mnie śledzi... on mi nigdy nie da spokoju...
        
        -Maja, pójdziemy jutro na policje. Wszystko im opowiesz, pomogą Ci, ja też Ci pomogę. On Cię już nigdy nie tknie! Obiecuję.


***

No to prolog za nami mam nadzieję, że wam się spodoba. Pozdrawiam <3


An Agiki