sobota, 21 marca 2015

8. "Jak, wytłumaczyć Tobie mam Że jesteś wszystkim, tym co mam ..."

       


Dedykacja dla: Agata Grzesik :*

          

          -Kamil czy ty zwariowałeś?!- Łukasz Kruczek próbował zatrzymać pakującego się w pośpiechu kadrowicza.

            -Mojego syna porwała niezrównoważona psychicznie teściowa! I co według Ciebie mam tutaj zostać i spokojnie sobie czekać, aż go gdzieś wywiezie, albo coś mu zrobi?- Stoch nie krył zdenerwowania.

            -Rozumiem, że się martwisz, ale na litość boską Jaś jest z babcią! Ona też ma prawo się nim zająć!

             -Nie ma takiego prawa! Jaś ma być z Majką i moimi rodzicami, a nie z nią! Rozumiesz, że ona wykorzysta każdą okoliczność, żeby mi go odebrać!

             -Może zadzwoń do teściowej? Dogadajcie się jakoś... Za tydzień będziesz już w domu! Kamil proszę Cię... mogę nawet załatwić bilet dla Jaśka i twojej teściowej i ich tu ściągnąć.

              -Łukasz wiem, że powinienem tu zostać, że jestem liderem turnieju i w końcu zaczęło mi dobrze iść, ale naprawdę nie mogę. Przepraszam... Jaś jest dla mnie najważniejszy!

              -Kamil na prawdę Cię rozumiem, ja dla swoich dzieci również poruszyłbym niebo i ziemię, ale zrozum też mnie... Jeżeli teraz wyjedziesz i nas zostawisz to prezes wpadnie w szał i już na pewno mnie wyrzuci. - trener westchnął i usiadł na łóżku Janka.

               -Przepraszam, ale nie mam wyboru...- brunet zarzucił na ramię swoją torbę i wyszedł z pokoju zostawiając zszokowanego Kruczka.

***

              -I co powiedział?- zaciekawiona Krystyna usiadła obok nadal roztrzęsionej brunetki.

              -Wraca... rzucił wszystko i wraca... przeze mnie zmarnował niepowtarzalną szansę na wielki sukces!- gwałtownie wstała, przewracając szklankę -Idę się spakować.

               -Jak to pakować?! Dziecko co ty chcesz zrobić?

                -To, co powinnam zrobić już bardzo dawno temu; wyprowadzić się.- westchnęła.

                -Nie! Proszę Cię, nie rób tego, nie obwiniaj się...

               -Nie mogę tu zostać... odkąd Kamil... mnie uratował, macie same problemy... nie powinnam się w ogóle u was zatrzymywać. Nie zasługujecie na to wszystko.

                -Proszę zaczekaj, chociaż na powrót Kamila.- matka Stocha podeszła do brunetki i mocno ją przytuliła.

                -Dobrze...- szepnęła Maja i udała się do swojego pokoju.

***

           Kamil wybiegł z hotelu i dopiero po chwili uświadomił sobie, że powrót do domu może nie być taki prosty. Nawet jak by jakimś cudem udało mu się dostać bilet na jakiś samolot to nie bardzo miał jak dostać się na lotnisko. Przeklął pod nosem i zaczął szukać jakiegoś logicznego rozwiązania.

               -Kamil! Kamil czekaj!!!- nagle z hotelu wybiegł Skrobot.

               -Jeżeli Łukasz Cię przysłała to możesz sobie od razu darować i wrócić do środka. Muszę wracać, nic mnie nie zatrzyma!

               -Łukasz mnie przysłał, ale to nie tak jak myślisz...- wysapał.

                -Mówiłem...

                -Kamil, nie masz nawet jak wrócić, Łukasz poprosił, żebym Cię zawiózł naszym busem. Potrwa to trochę, ale przynajmniej będzie miał gwarancje, że nie spędzisz nocy gdzieś na lotnisku.- oświadczył i podrzucił kluczyki.

Kamil spojrzał na niego zdziwiony i wpakował się do kadrowego busa.


***

        Następnego dnia przed południem Soch dotarł do Zakopanego. Od razu pojechał do teściowej. Duży dom o białych ścianach wzbudził w nim wiele wspomnień... Przystanął na chwilę przy bramce i przypomniał sobie jak Ewa pierwszy raz go tam przyprowadziła, żeby przedstawić go rodzicom. Dobrze pamiętał jak był zdenerwowany. Bał się reakcji państwa Bilan, bał się czy zaakceptują oni ich związek. I jak się okazało nie było tak źle. Do czasu...kiedy oświadczyli rodzicom, że biorą ślub, zaczęły się problemy: mama Ewy wtedy pierwszy raz otwarcie powiedziała, że Kamil nie jest najlepszym kandydatem na męża, dla jej jedynej córki, że u jego boku blondynka nie zazna prawdziwego szczęścia, będzie często musiała zostawać sama i na pewno ten związek długo nie potrwa. Tata kobiety próbował uspakajać żonę, ale jak zawsze to ona miała ostatnie zdanie.

                  -Tataa!!!- mały chłopczyk wybiegł zza domu i rzucił się Stochowi na szyję.

                  -Jasiu!- skoczek nie krył zadowolenia wiedział, że decyzja o powrocie była jak najbardziej słuszna.

                  -Powiedz mi szkrabie, wszystko dobrze? Gdzie babcia?- zapytał.

                  -Tiam idzie!- chłopczyk wskazał ręką na zbliżającą się Marię.

                  -Ha, a więc jednak...przypomniał sobie tatuś, że ma synka!- zaśmiała się.

                  -Jasiu zostań na chwilkę w samochodzie, dobrze?- poprosił i wsadził chłopca do pojazdu. Nie chciał, aby był on świadkiem rozmowy z teściową.

                   -Co ty sobie myślisz?! Zostawiłem Jaśka z moimi rodzicami i nie miałaś prawa go zabierać!!!- uniósł głos.

                    -Jesteś nieodpowiedzialny Kamil! Zastanów się co jest dla Ciebie ważniejsze: skoki czy Twój syn, bo myślę, że to pierwsze! Nie myśl, że pozwolę, żeby moim wnukiem zajmowała się jakaś podejrzana niunia i to jeszcze taka, którą nie potrafi go upilnować!- krzyknęła - Teraz nie zabronię Ci zabrać małego, ale w przyszłym tygodniu mój prawnik się z Tobą skontaktuje. -dodała i zniknęła za drzwiami swojego domu.

Stoch głęboko odetchnął i wrócił do synka. Starał się nie pokazywać mu swojego zdenerwowania.

                  -Tatusiu... djaciego babcia mnie wzięła i naksiciała na Maję?- zapytał malec.

                  -Wiesz... babcia była bardzo zdenerwowana... ale nie martw się już więcej tak nie zrobi!

                  -A cio ty tu jobisz? Wigrałeś Tujniej Ćterech Śkoćni już?- zapytał wesoło.

                  -Synek, musiałem wrócić, trochę wcześniej i przerwać udział w turnieju... ale może wujek Maciek, albo wujek Kuba za mnie dobrze skończy...? Będziemy im razem kibicować?

                  -Woje ogjądać jak ty śkacieś...- smutny maluch odwrócił się plecami do ojca.

                  -Ej chłopie! Jeszcze nie raz będziesz oglądać! Wiesz, że niedługo zawody w Zakopanem? Tyle wujków na raz!- poklepał go po pleckach.

                   -Siupej!!!- zawody w Polsce były świętością nie tylko dla zawodników z całego świata, ale również dla Jasia, który spędzał ten weekend z niezliczoną liczbą "wujków".

                  -No dobra, wracamy do domu.

***

             Na widok Jasia kamień spadł z serca wszystkich domowników. Mały wnosił tyle radości, że ta jego krótka nieobecność była wyjątkowo odczuwalna.

Maja chciała uciekać, wyprowadzać się, nadal nie mogła sobie darować, że przez nią, przez jej głupotę, Kamil musiał zostawić to co mu nareszcie zaczęło dobrze iść, musiał zmarnować możliwe, że jedyną szansę na zwycięstwo w całym TCS.  On natomiast zachował niewiarygodny spokój. Po spotkaniu z teściową zdał sobie sprawę, że musi coś zmienić. Zabrał dziewczynę na krótki spacer i razem uświadomili sobie wiele ważnych spraw...

 Maja została...

***


          -Kamil wyjaśnij mi, dlaczego opuściłeś ekipę?!- zdenerwowany Tajner krzyczał do telefonu.

          -Musiałem, zająć się synem, przepraszam, ale nie miałem innego wyjścia.- Kamil starał się być spokojny.

          -Z tego, co wiem, to Twój syn ma dziadków i opiekunkę, która zresztą za pieniądze związku pojechała sobie do Engelbergu, nie mów mi, że nie miał się kto nim zająć!

          -To naprawdę była pod bramkowa sytuacja...

           -Kamil, to nie jest zabawa. Jesteś sportowcem na wysokim, światowym poziomie i nie możesz sobie pozwolić na takie sytuacje. Telefony mi się urywają od wczoraj, dziennikarze, sponsorzy, kibice, zawodnicy... wszyscy chcę wiedzieć co się stało. Nie możesz narażać związku na żaden szwank! Nie możesz sobie tak po prostu wyjeżdżać, kiedy tylko Ci się podoba. Jeżeli Łukasz nie radzi sobie z ogarnięciem was to nie mam innego wyjścia. Od zawodów w Polsce, Alex Pointner oficjalnie zostanie waszym drugim trenerem. Nie wyrzucę na razie Łukasza, bo za bardzo Go cenię i wiem, że wy też, ale musimy coś zmienić!- prezes się rozłączył, a Kamil cicho przeklął. Nie wyobrażał sobie, żeby ktoś obcy wchodził w kompetencje Kruczka i podważał jego zdanie, a współpraca z Austriakiem na pewno by się tak skończyła. Dobrze wiedział, jaki Pointner jest impulsywny i nerwowy... zupełne przeciwieństwo Łukasza...


***

            Zdenerwowany Łukasz cała noc chodził po hotelowych korytarzach. Wyobrażał sobie współpracę z Stoecklem, Kajonkoskim, Schusterem czy Goranem Janusem, ale w żadnym wypadku nie z Pointnerem. Zastanawiał się, czy nie lepiej by było zrezygnować, ale przywiązał się bardzo so swoich podopiecznych i wiedział, że nie może tego zrobić. Ucieczka to nie było rozwiązanie godne trzykrotnego trenera roku!
Wiedział, że prezes powiadomił Kamila, ale z resztą drużyny musiał porozmawiać sam.

            -Łukasz tam jest... cichoo...- trener usłyszał szept należący bez wątpienia do Piotrka i zaciekawiony wychylił się zza ściany.

            -Co wy robicie?! Przecież jest czwarta nad ranem, już był noworoczny toast i pokaz fajerwerków...- westchnął, widząc swoich kadrowiczów w komplecie.

            -A Trener co tu robi?- zapytał Maciek.

            -Ja tu jestem od zadawania pytań! 

             -Niech się trener nie denerwuje... nam tylko no tego... zostało trochę petard i tak żeśmy se pomyśleli, że pójdziemy do Japońców i trochę z nimi no tego... po świętujemy!- zaśmiał się Żyła.

             -Jakich Japońców...eee to znaczy Japończyków?! Piotrek czy ty chcesz, żeby nas stąd wyrzucili, albo wlepili nam jakąś karę za zachowanie przekraczające wszystkie dozwolone normy...

             -Ale... my żeśmy tylko...

             -Nie ma żadnego ale! Dzwonił prezes, od zawodów w Polsce, Pointner będzie oficjalnie waszym drugim trenerem...- westchnął Kruczek, a jego podopieczni pobledli i zdecydowanie zrezygnowali z wszelkich nocnych eskapad. 


***

           -Witam Panie Kamilu. Nazywam się Wiktor Podolski i reprezentuję panią Marię Bilan. Chciałem pana poinformować, że składamy do sądu wniosek o wyłączne prawo do opieki nad małoletnim Janem Stochem. Oczywiście możemy załatwić to ugodą. Moglibyśmy się spotkać... powiedzmy w przyszły wtorek?- Kamil oparł się o ścianę starając się nie przewrócić. Ona naprawdę chciała to zrobić... -Panie Kamilu?- mężczyzna o szorstkim głosie domagał się odpowiedzi na zadane wcześniej pytanie.

           -Mówiąc ugoda, co pan ma na myśli? - zapytał, starając się zachować spokój.

           -Moja klientka uważa, że z uwagi na to, że jest pan nieobecny w domu mniej więcej od listopada do marca i często od lipca do października, a w czerwcu zwykł pan jeździć na dłuższe zgrupowania z drużyną i oczywiście nawet jeżeli pan jest obecny to ma pan treningi, nie jest pan w stanie zapewnić odpowiedniej opieki Janowi i dla tego Pani Bilan proponuje, że małoletni zamieszka u niej, a pan zachowa częściowe prawo do opieki nad nim i będzie pan mógł go zabrać na jeden weekend w miesiącu.- oświadczył prawnik. 

Kamilowi zrobiło się słabo. Nie mieściło mu się w głowie, to co właśnie usłyszał. Propozycja Marii była nie do przyjęcia. Przecież weekendy to był właśnie czas jego wyjazdów.

             -Niech pan powie... pani Bilan, że nie zgadzam się na żadną ugodę. Jeśli Ona chce wojny to będzie ją miała!- krzyknął i się rozłączył. 

***

Przepraszam, przeprasza, przepraszam... miało być w zeszły weekend, ale... matura :( Byle do maja, potem będę miała więcej czasu:)

Pozdrawiam wszystkich <3

środa, 4 marca 2015

7. "Przypadłość taką już mam Że wciąż do nieba się pcham Choć zaklinałem się, że Nigdy więcej o nie "



Dedykacja dla: Kolorowa Biel<3

        

          -Nie mogłam nic na to poradzić...jak ja to powiem Kamilowi...- zapłakana Maja wpadła do domu Stochów.

         -Matko kochana, dziecko co się stało?!- zdziwiona i przestraszona Krystyna natychmiast znalazła się przy dziewczynie. - Gdzie Jasiu?! Coś się mu stało?

         -Pani Bilan... Ona...- brunetka po raz kolejny zalała się łzami.

         -Spokojnie... usiądź sobie i wszystko nam opowiedz... po kolei... Dobrze?- kobieta objęła ją ramieniem.

         -Byłam z Jasiem na nartach...i... i on się przewrócił...

         -Coś mu się stało? Jest w szpitalu?- Krystyna była coraz bardziej przestraszona.

         -Kilka zadrapań... nic poważnego.- znów zalała się łzami.

         -Na miłość boską, to czemu płaczesz?! Co się stało?- do rozmowy włączył się Bronisław.

         -Pojechałam z nim na pogotowie, opatrzyli go...i wtedy pojawiła się mama Ewy. Krzyczała, że nie umiem się nim zająć, że Kamil jest nie odpowiedzialny... i... i go zabrała... przepraszam, nic nie mogłam zrobić... nic nie mogłam zrobić...- dziewczyna usiadła na fotelu i schowała twarz w dłoniach.

         -O nie...- blada Krystyna osunęła się na krzesło.

         -Spokojnie, tylko spokojnie. Musimy do niej jechać, przecież ona nie ma żadnych praw, żeby tak po prostu zabrać Jaśka...- powiedział Bronisław.

          -Kamil nie może się o niczym dowiedzieć! Rozumiecie, nie możemy do niego zadzwonić, nie teraz jak zaczęło mu dobrze iść!- upierała się mama skoczka.

          -Krysiu to jest zły pomysł. On na pewno chciałby wiedzieć, ma prawo. - stwierdził jego ojciec. -Poza tym z psychologicznego punktu widzenia...

         -Nie Bronek! Nie będziemy Go denerwować, On już tyle przeżył! Rozumiesz?! Sami Go odbierzemy i Kamilek nigdy się nie dowie...- westchnęła.

          -Przepraszam... tak bardzo przepraszam, to wszystko moja wina.

         -Nie ważne czyja to wina, trzeba coś zrobić. Maja zostań w domu, jak by Kamilek dzwonił, postaraj się coś wymyślić i rozmawiać z nim tak, żeby się nie zorientował, a my jedziemy do Marysi.- ogłosiła, Bronisław zabrał kluczyki do samochodu i razem opuścili dom.

Maja próbowała się uspokoić. Wiedziała, że prawdopodobnie za jakieś pół godziny zadzwoni Kamil i będzie chciał porozmawiać z małym przez skype. Musiałą szybko wymyślić jakąś przekonującą wymówkę, ale bez wątpienia nie należało to do najprostszych rzeczy.

***

          -Ja przez was do reszty osiwieję!- trener Kruczek chodził zdenerwowany po hotelowym korytarzu. -Ja rozumiem, że sylwester, że nowy rok, że chcecie się pobawić... żaden problem przecież wiecie...- westchnął. -Ale Piotrek, po co Ci tyle petard, kupiłbyś lepiej dzieciom prezenty, a nie...- Łukasz machnął ręką w kierunku czterech wielkich pudeł wypełnionych tym popularnym materiałem wybuchowym.

          -Się trenejro nie denerwuje, będzie zabawa!- zaśmiał się Wiewiór.

         -Chcesz tym zaminować cały hotel i wysadzić go w powietrze, czy może skocznie chcesz wysadzić?! Nie można było kupić trzech, czterech sztuk?- szkoleniowiec starał się być spokojny, ale przychodziło mu to z coraz większym trudem.

          -Ale promocja była! A jeszcze jak babeczka w sklepie mnie zobaczyła to tak się zaczęła śmiać, że dorzuciła jeszcze jedno pudełko w prezencie!

          -Trening za godzinę! I lepiej, żebym więcej tego nie widział!- Kruczek stwierdził, że dalsza dyskusja nie ma większego sensu i zniknął w swoim pokoju, by dopełnić resztę formalności.

Piotrek zataszczył ciężkie pudła do pokoju. Sam do końca jeszcze nie wiedział jak wykorzysta tyle petard, ale nie martwiło go to.

          -Co ty znowu wymyśliłeś?- Maciek mruknął zza jakiejś fascynującej powieści w języku angielskim.

          -Będzie zabawa! Ale cichutko Maniek, w nocy zobaczysz!- wyjaśnił i wepchnął kartony do łazienki.


          Kamil siedział w swoim pokoju z laptopem na kolanach i czytał wiadomości od kibiców. Było to bardzo budujące. Tysiące osób nie tylko z Polski było z nim przez te trzy lata, kiedy nie radził sobie nawet z zakwalifikowaniem się do konkursu. Wspierali go i motywowali, a teraz kiedy wszystko wskazywało na to, że wraca, nadal mu kibicowali, gratulowali i cieszyli się razem z nim. Bardzo go dziwiło, że przez ten czas od śmierci Ewy codziennie miał pełną skrzyknę mailową i dostawał góry listów, które listonosz konsekwentnie co tydzień mu dostarczał. Często się zastanawiał czym zaskarbił sobie taką sympatię obcych ludzi i czy sam tak by wierzył i wpierał swojego idola.

         -Kamil co tam czytasz?- zaciekawiony Ziobro przysiadł się do przyjaciela.

         -A takie tam od kibiców... chce jakoś zabić czas, korci mnie, żeby zadzwonić do domu, tęsknie za małym... ale Maja mówiła, że jak nie zadzwoni do 16 to znaczy, że przedłużył im się ten wypad na narty i mam zadzwonić przed 17.- westchnął spoglądając na zegarek.

         -Weź nie dramatyzuj. Mały ma się dobrze, jest pod świetną opieką, rozmawiałeś z nim dzisiaj rano.

         -Może masz rację, ale czuję, że coś się stało... a jak to nie daj Boże jakiś wypadek... Po co ja się zgodziłem na te narty, przecież mały miał niedawno operację, mogli iść do kina, albo mogli ulepić bałwana koło domu, a nie na narty...- skoczek zaczął snuć coraz to gorsze scenariusze. Ziobro głęboko westchnął i rzucił poduszkę w lokatora. -Ejjj!- Kamil zamknął komputer i spojrzał  ze zdziwieniem na blondyna.

         -No co koniec zamartwiania! Jak by się coś stało to na pewno już byś dawno wiedział. Wstawaj ,idziemy!- ogłosił.

         -Gdzie...?

        -Jak gdzie? Trening za chwilę!- krzyknął radośnie i otworzył drzwi.

        -Ratunku! Ukryjcie mnie gdzieś ratunkuuu!- nagle do pokoju wpadł Piotrek i w panice wskoczył za Kamilowe łóżko.

         -Czy ty całkiem zwariowałeś?- zdziwiony Stoch spojrzał na blondyna, jednak nie doczekał się odpowiedzi, bo nagle do pomieszczenia wbiegł zdenerwowany Maciek.

          -Żyła gdzie jesteś?! Wychodź!!!- krzyczał.

         -A Tobie co?- Ziobro położył rękę na ramieniu szatyna.

         -Idiota zalał sokiem mojego nowego laptopa!- krzyknął Kot. -Gdzie się schował?!

         -Ej spokojnie, po co te nerwy? Kupisz sobie nowego...- mruknął Kamil.

         -Kupie, to jest najmniejszy problem, ale miałem tam referat prawie gotowy... całą noc nad nim siedziałem i jeszcze część materiałów do magisterki... Zabiję osła!!!

         -Może uda się jakoś to odzyskać...

         -Janek ja to potrzebuję na już! Muszę to wysłać do północy, gdzie ja teraz znajdę jakiś serwis!

         -Ale Maciuś... Maniek kochany, spokojnie, nie denerwuj się. Ja, żem przecież nie chciał... to był wypadek...- Piotrek wyszedł zza łóżka i powoli podszedł do Macieja.

          -Spokojnie... spokojnie ja Ci dam spokojnie! -Piotrek uciekł na korytarz, a Kot zabrał jedną z Jaśkowych poduszek i pobiegł za nim. Kamil pokręcił głową z uśmiechem i już chciał razem z Jankiem udać się na trening, gdy podbiegł do nich zziajany Sobczyk.

           -Nie ma treningu! Łukasz zgubił notes i teczkę, a nie możemy działaś w ciemno! Módlcie się, żeby się odnalazł.- wyjaśnił i pobiegł dalej.

            -Chyba nie pozostaje nam nic innego jak zadzwonić do Majki! W ogóle wiesz, muszę złożyć życzenia noworoczne mojemu imiennikowi!- zaśmiał się blondyn i wrócił do sypialni.
Kamil odpalił laptopa i zalogował się na Skypie. Zdziwiło go trochę, że Maja jest niedostępna, ale stwierdził, że może jeszcze nie wrócili i zadzwonił na jej telefon. Dziewczyna odebrała po trzech sygnałach:

           -Hej! Wróciliście już? Jak mały?- spytał skoczek.

           -Wiesz... nie bardzo mogę rozmawiać...- mruknęła, starając się brzmieć jak najbardziej naturalnie. -Zadzwonię wieczorem...- pociągnęła nosem. 

           -Coś się stało? Maja płakałaś?! Chcę porozmawiać z małym!- Kamil wstał z fotela.

          -Wszystko dobrze.- szepnęła i rozłączyła się nim skoczek zdążył zareagować.

          -Halo! Halo! Majka!- krzyczał.

          -Stary coś się stało?- Ziobro podszedł do przyjaciela.

          -Rozłączyła się... tak po prostu... zero wyjaśnienia... Coś musiało się stać! Coś z małym i nie wiedziała jak mi powiedzieć więc stwierdziła, że lepiej nie mówić w ogóle!- odparł pewnie i wybrał numer do mamy.

           -Hej hej zaraz... może wiesz, mały śpi i nie chce go budzić... albo ma no tego... no okres. Wiesz, jakie one potrafią być w tym czasie...- ogłosił blondyn.

           -Czy ty zwariowałeś?! Powiedziałaby mi, że on śpi, albo, że nie może rozmawiać! Ona płakała, miała zmieniony głos! Coś się musiało stać. Dzwonię do mamy!- drżącymi rekami nacisnął przycisk...


***

      Maja siedziała na podłodze i płakała. Nie umiała sprzedać Kamilowi, żadnej historyjki więc stwierdziła, że nie powie nic. Rozłączyła się, rzuciła telefon na kanapę i zalała się łzami. Wiedziała, bardzo dobrze wiedziała, że Stoch prawdopodobnie wpadnie teraz w panikę i będzie snuł najczarniejsze domysły, ale nie miała sił tego prostować. Mogłam za nimi pobiec, zabrać go... mogłam w ogóle nie iść na te narty! Głupia ja...- przeklęła. Jedyna szansa, która pozwoliła jej jeszcze nie zwariować, było to, że Jaś mógł za chwilę wrócić do domu z rodzicami Kamila. Kurczowo trzymała się tej szansy, aż do momentu, kiedy w drzwiach stanęła smutna pani Krystyna.

          -Wariatka! Nawet nam nie otworzyła. Zadzwoniła po policję i powiedziała, że chcemy jej porwać wnuka. Opowiedzieliśmy swoją wersję, ale policjant powiedział, że obydwoje mamy takie samo prawo do zajęcia się małym podczas nieobecności ojca i że jeżeli nie dojdziemy do porozumienia to zabiorą go do pogotowia opiekuńczego i będzie mógł go odebrać tylko prawny opiekun.- wyjaśniła. Maja schowała twarz w dłoniach. To był koniec. Jej prywatny koniec świata. Miała tylko przypilnować dziecko i nie podołała temu. -Spokojnie. To naprawdę nie Twoja wina. Wymyślimy coś! Zobaczysz jak Kamil wróci Jaś będzie już w domu.- Kobieta sama chciała uwierzyć w sens tych słów.

           -Dzwonił Kamil...- szepnęła Maja.

           -Wiem, wiem do mnie też. Nieźle go nastraszyłaś. Mógł, że płakałaś, nie chciałaś rozmawiać i nie chciałaś dać mu Jasia. Powiedziałam, że masz grypę, jesteś osłabiona i siedzisz w domu, a Jaś jest u kolegi. 

          -Uwierzył?

          -Tak. Tylko mówił, że będzie dzwonił po 21 i nie wiem jeszcze co mu wtedy powiemy.

          -Prawdę. Pani Krysiu ja wiem, że mu dobrze idzie, że nie powinniśmy go dekoncentrować przed zawodami, ale niech pani sama popatrzy. Kamil codziennie dzwoni nie utrzymamy tego w tajemnicy, a patrząc na zaciętość pani Bilan to ona nie odpuści ...poza tym Kamil ma prawo wiedzieć, co się dzieje z Jego dzieckiem. Zostawił nam je, zaufał... myślę, że byłby zawiedziony jak by się dowiedział po fakcie...- Maja była pewna swoich słów. Wiedziała, że nie ma sensu kłamać.

         -Wiem dziecko, wiem... łudziłam się, że dojdziemy jakoś do porozumienia i Jaś będzie jeszcze dziś w domu, ale teraz chyba nie mamy wyboru...- Krystyna niechętnie przyznała dziewczynie rację.


***

         Była godzina 21:10, kiedy na ekranie komputera Mai pokazała się ikonka z napisem KAMIL DZWONI. Brunetką głośno przełknęła ślinę, spojrzała porozumiewawczo na mamę Kamila i odebrała połączenie. 

           -No witam! Jak się pani czuje?- spytał rozbawiony. Popołudniowa rozmowa z matką trochę go uspokoiła, ale nadal czuł niepokój, którego miał nadzieję, się niebawem pozbyć.

          -Kamil...- zaczęła, ale On wszedł jej w słowo.

          -Gdzie mój mistrz mały? Dał Ci w kość? Jak się bawiliście?- zadawał pytanie za pytaniem.

           -Kamil... jego tu nie ma...- powiedziała jednym tchem i ukryła twarz w dłoniach.

           -Ale, że co... kogo? Jak to nie ma?- zamarł w bezruchu.

           -Jasia... przepraszam to moja wina.- załkała. 

           -Co ty mi chcesz powiedzieć... co się stało? Miał wypadek? Jest w szpitalu?

           -Nie... mama Ewy...- dziewczyna mimo najszczerszych chęci nie umiała wydusić z siebie prawdy.

           -Co zrobiła ta wariatka?! Majka mów!- zażądał.

           -Ona go zabrała... Kamil tak bardzo Cię przepraszam, ale nie miałam na to żadnego wpływu... po prostu przyszła i powiedziała, że ja nie mam prawa się nim zajmować i że na czas twojej nieobecności mały ma zostać u niej...- wyjaśniła, przecierając oczy chusteczkę. Kamil nabrał powietrze i patrzył na dziewczynę martwym wzrokiem. Analizował każde słowo, jakie wydobyło się z jej ust. Dopiero po chwili zrozumiał...

           -Jadę do was!- oznajmił i zerwał połączenie.

***

     Proszę macie kolejny rozdział, taki jakiś nieszczególny...;/ Przepraszam, że dopiero teraz. Miało być w weekend, ale próbna matura z angielskiego zajęła mi czas... i tak jej nie zdam :(

Buziaki! <3